Pieniądze z planu Paulsona miały pójść na wykup obecnie bezwartościowych instrumentów związanych z rynkiem nieruchomości. Chodziło głównie o kredyty hipoteczne zaciągnięte przed 14 marca 2008 roku. Banki i inne instytucje finansowe miały otrzymać pomoc w zamian za swoje akcje. Warunek nie dotyczyć miał firm, które chciałyby się pozbyć “toksycznego zadłużenia” o wartości mniejszej niż 100 mln dol.
Gdyby plan przyjęto, pieniądze trafiłyby do instytucji finansowych w ratach: pierwsza wynieść miała 250 mld dol. plus 100 mld do dyspozycji prezydenta USA. Do wypłaty pozostałych 350 mld dol. niezbędna miała być ponowna zgoda Kongresu.
Program miał być nadzorowany przez cztery instytucje, de facto jednak dawał dużą władzę jego autorowi Henry’emu Paulsonowi, sekretarzowi skarbu. To on miał zdecydować, w jaki sposób długi będą skupowane.
Przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi podkreślała, że miliardy dolarów nie będą wydane na “ratunek Wall Street”, ale na zapewnienie wypłacalności depozytów i zabezpieczenie miejsc pracy. Odpowiadała w ten sposób na argumenty przeciwników planu, którzy twierdzili, że nie można poświęcać pieniędzy podatników na ratowanie rekinów finansjery. Zamiast uspokoić sytuację, Pelosi ją zaostrzyła: przemawiając po raz kolejny tuż przed głosowaniem, winą za kryzys finansowy obarczyła prezydenta George’a W. Busha. To był idealny pretekst dla republikanów. W decydującym momencie przeciwko planowi zagłosowało 133 reprezentantów tej partii, za było zaledwie 65. Obrady Izby mają być wznowione w czwartek. Obie strony chcą pracować nad zmianami w planie.
14 września