Nic więc dziwnego, że między dużymi a małymi i średnimi firmami zieje innowacyjna przepaść. Ci najwięksi mają już z reguły niezbędną „masę” finansową, by móc przeznaczyć część budżetu na badania i rozwój. I w zależności od kondycji finansowej i odwagi menedżerów decydują się na inwestycje. Zwykle bez żadnej gwarancji sukcesu i ze świadomością, że prędzej czy później ktoś ich z decyzji rozliczy.
Dla firm średnich i małych innowacja oznacza koszt, którego często nie są w stanie ponieść. Chyba że są przekonani, iż będzie miała natychmiastowy wpływ na sprzedaż ich produktów lub usług. A takiej gwarancji nie ma w zasadzie nigdy.
Wyjątkiem są rodzące się jak grzyby po deszczu internetowe mikrofirmy zbudowane na innowacyjnych pomysłach. To właśnie w nich tkwi ich siła i nadzieja na przyszły sukces. Albo ryzyko się opłaci, albo taka mikrofirma zniknie, a jej pomysłodawcy znów pójdą tam, skąd przyszli – do pracy na etacie.
Tymczasem, jak pokazuje historia, najlepsze innowacje rodzą się często przy okazji pracy nad zupełnie innymi rozwiązaniami. Tak narodziły się np. mikrofalówka, rozrusznik serca czy zupełnie prozaiczne płatki śniadaniowe. Na tym, co prozaiczne, można jednak świetnie zarobić. W tym roku rynek płatków w Polsce ma być wart 590 mln zł.
Chcielibyśmy firmy ośmielić do podejmowania ryzyka. A nie ma lepszego sposobu niż pokazanie tych, którym się powiodło. Dlatego dwukrotnie – przy okazji październikowej publikacji dorocznej Listy 2000 oraz w grudniu przy okazji rankingu najbardziej innowacyjnych firm Kamerton Innowacyjności 2008 – postaramy się pokazać tych, którym ryzyko się opłaciło.