Bezpieczeństwo zakupów w antykwariatach

Właściciel oddawanego w komis obrazu powinien zadbać, aby na kwicie wpisana była cena sprzedaży - jest to jeden z punktów projektu kodeksu etyki handlarza dziełami sztuki

Publikacja: 05.02.2009 00:30

Klienci tracą pieniądze na falsyfikaty. „Kodeks etyki antykwariusza i marszanda” próbuje temu zapobi

Klienci tracą pieniądze na falsyfikaty. „Kodeks etyki antykwariusza i marszanda” próbuje temu zapobiec (na zdjęciu falsyfikat)

Foto: Polswiss ART

Zdobyłem kilka dni temu projekt kodeksu etyki handlarza dziełami sztuki – antykwariusza i marszanda, który po dopracowaniu ma być przyjęty na zjeździe Stowarzyszenia Antykwariuszy Polskich (SAP). Dokument liczy dziesięć stron. Zawiera 10 punktów i liczne podpunkty. Projekt przygotował zarząd SAP pod redakcją dr. Wojciecha Niewiarowskiego, sekretarza i skarbnika zarządu SAP.

Kodeks to rodzaj katalogu podstawowych niebezpieczeństw, jakie zagrażają klientom i antykwariuszom. Środowisko uznało, że pilną potrzebą stało się stworzenie takiego dokumentu. Z jego analizy wynika, że po 20 latach istnienia wolnego rynku jesteśmy właściwie na początku drogi, jeśli chodzi o bezpieczeństwo finansowe klientów – kupujących oraz sprzedających swoją własność.

[srodtytul]Brak ceny na towarze[/srodtytul]

Kodeks przede wszystkim stawia kwestię, że na towarze musi być uwidoczniona cena (1.3), choć ten oczywisty obowiązek nakłada na sprzedawcę istniejące prawo. Plagą polskiego rynku sztuki od lat jest to, że niektórzy sprzedawcy nie umieszczają na towarze ceny i podają dowolną – w zależności od tego, na ile ocenią zamożność klienta.

W grudniu opisałem przypadek miłośnika sztuki Jerzego Zelińskiego, któremu w jednej z tzw. renomowanych firm w krótkim czasie inny pracownik podał istotnie wyższą cenę tego samego przedmiotu. Jeśli tak traktowany jest rozpoznawalny wiceprezes Biznes Centre Club, to jakie problemy mogą mieć anonimowi klienci.

Równie wielkim zagrożeniem finansowym na polskim rynku jest świadome i celowe pomijanie na umowach komisowych ceny, za jaką ma być sprzedany przedmiot. Właściciel wstawia dzieło sztuki lub antyk do komisowej sprzedaży. Bardzo często jest tak, że w umowie podana jest tylko należność dla właściciela. Sprzyja to oszukiwaniu właścicieli. Dla uproszczenia przyjmijmy, że należność ta wynosi 10 tys. zł. Marża komisowa to średnio

30 – 50 proc. ceny sprzedażnej. W tym wypadku zatem cena sprzedażna powinna wynieść 13 lub 15 tys. zł. Gdy na umowie wpisana jest tylko należność dla właściciela, to w praktyce marszand lub antykwariusz oferuje przedmiot za dowolną cenę. Zwłaszcza że na przedmiotach ceny nie są uwidocznione. Niestety, projekt kodeksu nie precyzuje, że ma być podana cena sprzedażna, mówi jedynie ogólnie o „wszystkich warunkach umowy” (2.2).

Już tylko te dwa problemy postawione w projekcie kodeksu dowodzą, że patologie na polskim rynku sztuki tworzą spójny system. Zadaję sobie pytanie, czy SAP jest organizacją na tyle silną, żeby wyegzekwować etyczne zachowania swoich członków i środowiska? Na oficjalnej stronie SAP ([link=http://www.antykwariusze.pl]www.antykwariusze.pl[/link]) jako ostatni widnieje komunikat z 2006 (!) roku, co być może pośrednio określa szanse na egzekucję zasad kodeksu...

Faktem jest, że są w środowisku osoby, jak dr Wojciech Niewiarowski, które odważnie przypominają o zagrożeniach. SAP zrzesza formalnie około 90 firm. Poza organizacją jest szacunkowo ok. 250 – 300 galerii i antykwariatów. Tam może być jeszcze gorzej z bezpieczeństwem zakupów i sprzedaży.

[srodtytul]Kto decyduje o milionowym majątku[/srodtytul]

Rok temu w „Moich Pieniądzach” z 28 lutego opisałem kolejną podjętą przez SAP próbę stworzenia definicji, kto może być ekspertem rynku sztuki decydującym o milionowym majątku klientów? Tamta kolejna próba się nie powiodła! Nadal więc o autentyczności oferowanych dzieł decydują osoby często przypadkowe, które pracują w oparciu o pozamerytoryczne kryteria.

W myśl kodeksu (punkt 1.12) antykwariusz ma obowiązek niezwłocznie przekazać innemu antykwariuszowi informację, gdy tamten wystawił przedmiot pochodzący z kradzieży. Niestety, projekt kodeksu milczy o prawdziwej pladze, jaką są wędrujące po antykwariatach falsyfikaty, nierzadko znane na rynku od lat. Praktyka rynku dowodzi, że falsyfikat odrzucony przez jedną galerię oferowany jest przez właściciela innym galeriom aż do skutku.

Przed laty proponowano w środowisku, aby antykwariusz, który w ofercie innego członka SAP zobaczy falsyfikat, natychmiast go o tym poinformował. W praktyce okazało się, że antykwariusz, który w dobrej wierze sygnalizuje istnienie falsyfikatu, traktowany jest wrogo – jako ktoś, kto chce zdeprecjonować towar konkurencji. To są wewnętrzne rozgrywki w środowisku! Z tego powodu bezbronny, nieświadomy klient traci pieniądze na zakup falsyfikatu, który krąży po rynku. Nierzadko falsyfikatu znanego od lat. Uważam, że kodeks powinien nakładać obowiązek sygnalizowania nie tylko wystawionych w ofercie przedmiotów kradzionych, ale także falsyfikatów. Procesy sądowe o falsyfikaty trwają zwykle bardzo długo i są antyreklamą rynku. Jeden z najsłynniejszych dotyczy falsyfikatu „Zjawa” sprzedanego jako autentyk Franciszka Starowieyskiego.

[srodtytul]Antyki bez ubezpieczenia[/srodtytul]

Kodeks mówi, że towar w galerii ma być ubezpieczony. Z mojego rozeznania wynika, że często nie jest ubezpieczony. Oficjalne biuletyny SAP informowały przez lata, że spora część członków nie płaci składki (500 zł rocznie). Jedna z gazet branżowych musiała wytaczać procesy galeriom, ponieważ uporczywie nie płaciły za reklamy. Jak w tej sytuacji egzekwować sformułowany w kodeksie wymóg adekwatnego ubezpieczenia?

Kodeks w punkcie 4.5 mówi: „Informacje o sprzedażach publicznych przekazywane mediom muszą być prawdziwe”. Chodzi o to, żeby domy aukcyjne przekazywały prawdziwe informacje o cenach – warto to w kodeksie napisać wprost. Na krajowym rynku zdarza się nadal, że licytacje są reżyserowane. Chodzi o ustalenie rekordów cenowych, bo prasa o nich pisze i zapewnia firmie darmową reklamę. Może też chodzić o unikniecie wrażenia, że jak towar spada z aukcji, to dom aukcyjny jest w złej kondycji. Fikcyjne licytacje były w Polsce plagą. Skutkiem tego jest to, że krążą po rynku nieprawdziwe ceny! Wprowadzają one w błąd zwłaszcza początkujących inwestorów lub kolekcjonerów.

Moim zdaniem etyczne apele niewiele pomogą, bo gra idzie o zbyt wielką stawkę. Rynek sztuki wymaga odrębnej regulacji prawnej. Tak jak w innych krajach po aukcji jej protokół powinien pieczętować urzędnik skarbowy. To dyscyplinuje antykwariuszy, ogranicza liczbę fikcyjnych licytacji, a zatem lipnych cen.

[srodtytul]Ekspertyzy w Internecie[/srodtytul]

Fundamentalne znaczenie dla finansowego bezpieczeństwa zakupów i sprzedaży ma praca eksperta zatrudnionego przez antykwariusza. Dlaczego nie zawarto w kodeksie wymogu, że ekspertyza ma być ogłoszona w Internecie? Niektórzy eksperci nie godzą się na upublicznianie ekspertyz dlatego, bo nie spełniają one podstawowych wymogów metodologii naukowej i prawnych. Często też eksperci nie płacą podatku od wykonanej pracy. Kodeks m.in. definiuje: „Im wyższy stopień naukowy eksperta, tym wyższa ranga opinii”. To nieprawda! Na przykład kolekcjoner porcelany Ireneusz Szarek oficjalnie opiniował zabytki dla Wawelu i muzeów narodowych. Jest niezastąpionym ekspertem – z wykształcenia inżynierem łączności.

Niektóre zapisy w kodeksie odzwierciedlają atmosferę panującą w środowisku i jego kondycję: „Niedopuszczalne jest publiczne obmawianie koleżanek i kolegów” (1.12). Niektóre sformułowania projektu kodeksu wymagają przemyślanej redakcji. Punkt (4.1) mówi, że „pracownik nie czyni różnicy w traktowaniu klientów ze względu na ich rasę, wiek, płeć, przekonania religijne i polityczne oraz ubiór”. Jako komentator problemów kolekcjonerskich i rynku sztuki z 30-letnim stażem wiem, o jakie incydenty chodzi. Dla postronnego czytelnika kodeksu dyrektywa ta jest niezrozumiała i może budzić niepotrzebny niepokój.

[ramka]SAP należy do międzynarodowej organizacji CINOA ([link=http://www.cinoa.org]www.cinoa.org[/link]), która zrzesza narodowe stowarzyszenia antykwariuszy i marszandów. Wypracowały one standardy etyczne i prawne, na których można się wzorować. Warto wiedzieć, że ostatnio SAP wydał z emblematem CINOA bardzo ładny i naprawdę przydatny dla klientów dwujęzyczny „Przewodnik po polskich antykwariatach i galeriach”, który można kupić w wybranych firmach.[/ramka]

[link=http://www.rp.pl/temat/7.html]Więcej tekstów w serwisie rp.pl/pieniądze[/link]

Zdobyłem kilka dni temu projekt kodeksu etyki handlarza dziełami sztuki – antykwariusza i marszanda, który po dopracowaniu ma być przyjęty na zjeździe Stowarzyszenia Antykwariuszy Polskich (SAP). Dokument liczy dziesięć stron. Zawiera 10 punktów i liczne podpunkty. Projekt przygotował zarząd SAP pod redakcją dr. Wojciecha Niewiarowskiego, sekretarza i skarbnika zarządu SAP.

Kodeks to rodzaj katalogu podstawowych niebezpieczeństw, jakie zagrażają klientom i antykwariuszom. Środowisko uznało, że pilną potrzebą stało się stworzenie takiego dokumentu. Z jego analizy wynika, że po 20 latach istnienia wolnego rynku jesteśmy właściwie na początku drogi, jeśli chodzi o bezpieczeństwo finansowe klientów – kupujących oraz sprzedających swoją własność.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy