Polska uzyskała poparcie dla swoich pomysłów walki z kryzysem w UE. Bo, jak stwierdził premier Donald Tusk, jesteśmy powściągliwi.
Nadzwyczajny szczyt UE w Brukseli potwierdził przywiązanie 27 państw do podstawowych swobód w przepływie ludzi, towarów, usług i kapitału. Zasady te są wpisane w unijne traktaty od ponad 50 lat, ale w obliczu kryzysu gospodarczego niektóre kraje chciałyby ich zawieszenia.
[srodtytul]Przywiązani do idei wolnego rynku[/srodtytul]
Wczoraj przywódcy stwierdzili, że wspólny rynek będzie motorem ożywienia gospodarczego, a protekcjonizm nie jest odpowiedzią na kryzys. – Zgodziliśmy się z tym wszyscy – powiedział Tusk. Z narodowego programu wspierania citroenów, peugeotów i renault produkowanych we Francji kosztem tych zjeżdżających z taśm produkcyjnych na Słowacji czy w Czechach zrezygnował chwilowo Paryż. Co prawda prezydent Nicolas Sarkozy próbował w zamian uzyskać obietnicę europejskiego planu ratowania gospodarki, ale kraje przywiązane do idei wolnego rynku zdecydowanie się sprzeciwiły. Premier Szwecji, ojczyzny volvo i saaba, stwierdził, że i tak jest za dużo samochodów produkowanych w Europie.
Protekcjonizm szczególnie mocno mógłby uderzyć w nowe kraje członkowskie, gdzie koncerny starej UE często lokują swoją produkcję, zwiedzione niższymi kosztami. Stąd wziął się pomysł miniszczytu, na który premier Tusk zaprosił rano, na kilka godzin przed szczytem całej UE, do polskiej ambasady w Brukseli szefów rządu Czech, Słowacji, Węgier, Litwy, Łotwy, Estonii, Bułgarii i Rumunii. Dołączył do nich przewodniczący Komisji Europejskiej. Po dyskusji był bardzo zadowolony. – Widziałem przywiązanie do wspólnych europejskich wartości i naszych zasad. Bardzo dziękuję za wsparcie Komisji – powiedział Jose Barroso, który na co dzień musi stawiać czoła protekcjonistycznym pomysłom płynącym z niektórych krajów starej Unii.