Koniec maja 2008 roku. Podwórko na Brzeskiej, na warszawskiej Pradze. Ebi Smolarek uśmiecha się na pytanie, czy nie pora wreszcie zacząć traktować go jak dorosłego, a nie – jak dotychczas – jak duże dziecko, które jeszcze na wszystko w futbolu ma czas. – Mały Ebi już nie jest taki mały, co? Podczas Euro 2012 będę miał 31 lat i będziecie mnie prosili, żebym podsumowywał karierę – żartuje, odgarniając włosy. Jest w świetnym humorze. Reprezentacja Polski zaczyna właśnie zgrupowanie przed Euro w Austrii i Szwajcarii. On znalazł się wśród piłkarzy, którym Leo Beenhakker dał jeszcze trochę wolnego na załatwienie swoich spraw. Rodzinnych, reklamowych itd. Na Brzeskiej Ebi gra w piłkę z dziećmi, finalistami konkursu organizowanego przez jego sponsora. Rozdaje autografy, ściska dłonie ważnych osób, które przyjechały tu dla niego. Przed nim kolejne spotkania i wywiady. Do mistrzostw Europy zostało dwa i pół tygodnia, w kraju już szaleje futbolowa gorączka i każdy chce wykorzystać fakt, że przyjechał Smolarek. Najbardziej lubiany reprezentant, najbardziej oblegany przez kibiców, odprowadzany maślanym wzrokiem przez dziewczyny. Trzy razy z rzędu wybierany piłkarzem roku w Polsce. Na liście najpopularniejszych sportowców – między Małyszem a Kubicą.
[srodtytul]Być sobą[/srodtytul]
Pracował na tę sławę i sympatię od kilku lat. Na boisku – umiejętnościami piłkarza wychowanego do wielkiej gry przez Holendrów. Poza boiskiem – uśmiechem, bezpretensjonalnością i ujmującymi lapsusami chłopaka, który w Polsce spędził tylko sześć pierwszych lat życia, potem ruszył w świat szlakiem kariery ojca. Debiutował w kadrze już w 2002 roku, ale to eliminacje do Euro 2008 były przełomem. Strzelił w nich aż dziewięć goli. Nawet Cristiano Ronaldo miał mniej, a więcej tylko David Healy z Irlandii Północnej i Chorwat Eduardo da Silva. To Ebi zapewnił Polsce te mistrzostwa, ratując drużynę w obu meczach z Kazachstanem, strzelając dwa gole Portugalii, dwa Belgii w meczu pieczętującym awans. Każda jego bramka była ważna. Dzięki nim ze Smolarka juniora, syna słynnego Włodzimierza, 60-krotnego reprezentanta Polski i uczestnika dwóch mundiali, stał się wreszcie po prostu sobą. Piłkarzem z własną historią do opowiedzenia, coraz ciekawszą.
Im bliżej Euro, tym więcej było Ebiego. W reklamach, wywiadach, na zdjęciach. Telewizje śniadaniowe przepytywały nawet jego babcie, bo to im dedykował gole z Kazachstanem. Gazety drukowały fotoreportaże ze spacerów, podczas których pokazywał Polskę holenderskiej narzeczonej Thirzy van Giessen. Biznesowe magazyny pisały o jego planach budowy sieci hoteli pod wspólną marką Ebi Hotels.
Pod względem atrakcyjności dla reklamodawców w kadrze przed Euro równać się z nim mógł jedynie trener Beenhakker. Żaden z piłkarzy nie, nawet Artur Boruc. Tylko na umowach reklamowych z Samsungiem, Pepsi i Pumą – a były i inne kontrakty – Smolarek zarobił przy okazji Euro 2008 3 miliony złotych. Dla porównania: przed mundialem w Korei i Japonii kadrowicze uzbierali wspólnie do podziału 4 miliony.