W Gori Stalin wiecznie żywy

Ulica Stalina, pomnik Stalina, muzeum Stalina – w swoim mieście rodzinnym satrapa, przez którego życie straciły miliony, otaczany jest wciąż wielką czcią

Publikacja: 02.10.2009 01:46

W muzeum odtworzono podobno kremlowski gabinet Stalina

W muzeum odtworzono podobno kremlowski gabinet Stalina

Foto: Fotorzepa, Robert Nawrocki Robert Nawrocki

Red

Niewielkie miasto Gori leży w samym centrum winodajnej Gruzji. Ta żyzna kraina była często najeżdżana – poczynając od greckich Argonautów, którzy dotarli do nieodległej Kolchidy w poszukiwaniu Złotego Runa, poprzez imperium rzymskie, bizantyjskie czy perskie. Zjawiały się tu mongolskie hordy, a później również zastępy tureckie. Milczącym świadkiem burzliwych dziejów jest potężna twierdza, opasująca mocarnymi murami górujące nad miastem wapienne wzniesienie. Ale z całej historii grodu jedno wydarzenie, w przekonaniu mieszkańców, przyćmiewa wszystkie inne. Oto w 1878 r. w jednoizbowym mieszkaniu biednego szewca Wissariona Dżugaszwilego narodziło się dziecię, któremu na chrzcie dano imię Józef.

[srodtytul]Opium dla ludu w seminarium[/srodtytul]

Historia niewiele powiada o jego dzieciństwie – chował się zdrowo, chodził do szkoły i pomagał ojcu w warsztacie naprawiać buty. Ojciec, chcąc oszczędzić potomkowi szewskiego losu, wysłał go do stołecznego Tbilisi na studia w seminarium. Młody kandydat na popa był wielce obiecującym klerykiem, chłonąc pilnie „opium dla ludu”, jak Marks nazwał religię. A już najbardziej wykazywał się w seminaryjnym chórze, głos miał bowiem piękny i donośny. Trudno oprzeć się myśli, że gdyby skupił się na duchowo-wokalnej stronie kariery, współczesny świat wyglądałby inaczej. Ale, niestety, młody zbuntowany umysł zapragnął czegoś więcej – Józef zabrał się za czytanie literatury wywrotowej, na czym został przyłapany i z seminarium relegowany.

Jak potoczyła się dalej historia, wie każdy. Jednak dla wielu może być zaskoczeniem, że w Gori jeszcze się nie zakończyła. To jedyne miejsce w świecie, w którym generalissimus Stalin otaczany jest kultem. Jego symbolem jest, zapewne ostatni na terenie dawnego ZSRR, pomnik krwawego dyktatora. Stalin z wysokiego cokołu ciągle bacznie obserwuje życie rodzinnego miasta. Monument ustawiono na głównym placu, placu defilad, przed długą fasadą budynku, który niegdyś był siedzibą komitetu partii komunistycznej.

Pomnik miał być usunięty w 1956 roku na fali chruszczowskiej odwilży, ale mieszkańcy Gori spontanicznie, własnymi ciałami zastawili dostęp do swego bohatera. Jak opowiadali mi starsi mieszkańcy grodu, zginęło wtedy ponad 100 osób. Paradoksalnie, jeden z pierwszych obywatelskich zrywów w ZSRR spowodowany był obroną spiżowego symbolu dyktatury i zniewolenia. Kolejna próba pozbycia się pomnika miała miejsce w czasach gorbaczowskiej pieriestrojki w 1988 r., ale i tym razem mieszkańcy nie pozwolili na obalenie Wodza Narodów. Na szczęście obyło się bez ofiar.

Niedaleko pomnika, na przedłużeniu ulicy odchodzącej od placu, przy... ulicy Stalina nr 32, znajduje się kolejna turystyczna atrakcja miasta – Muzeum Stalina, powstałe w 1937 r., czyli za życia władcy.

Przenosimy się tam natychmiast w lata 50. XX wieku. Wystrój, eksponaty, a przede wszystkim wyraźnie zatęchła atmosfera – czas się tu zatrzymał, zakonserwowany tęsknotą krajanów za Najwspanialszym Synem Gruzińskiego Narodu. Ekspozycja podzielona jest na trzy części: biograficzną, wiernopoddańczą i relikwiarzową. W biograficznej ukazane jest na fotografiach życie przyszłego rewolucjonisty, bez specjalnego nacisku na seminaryjny epizod. Wczesne lata przystojnego młodzieńca szybko przechodzą w burzliwy okres rewolucyjnej naprawy świata. Na dziesiątkach ujęć grupowych młody Józef Dżugaszwili występuje z towarzyszami walki, których większość później każe zamordować. Wyraźnie widać, jak w miarę upływu czasu i zdobywania władzy Stalin staje się postacią centralną na coraz mniej zatłoczonych ujęciach, aż w końcu Słońce Narodów występuje sam, skąpany we własnym blasku.

[srodtytul]Genialny Językoznawca[/srodtytul]

Pod jedną ze ścian, w szklanej gablocie, wystawione zostały książki autorstwa Stalina. Nie można niedoceniać roli Stalina jako myśliciela, teoretyka i specjalisty... od wszystkiego. Wódz Narodów miał to do siebie, że czego się nie tknął, okazywał się wybitnym znawcą w tej dziedzinie. O czym zawsze i skwapliwie zapewniało go otoczenie. Ot, na przykład z języków obcych, znał jedynie język rosyjski (podobno do końca życia mówił z silnym, gruzińskim akcentem), a i tak został Genialnym Językoznawcą, co zostało udowodnione w jednym z jego arcydzieł.

Inne, pięknie oprawione tytuły, z nieodłączną fotografią Geniusza, traktują o sprawach rewolucji, ewolucji i teorii wszystkiego. Niektóre z książek noszą ślady zużycia, co by sugerowało, iż może nawet sam „autor” raczył do nich zajrzeć.

Ciekawie wygląda wierna rekonstrukcja gabinetu Stalina, w jakim urzędował na Kremlu. Jak zapewnia przewodniczka, całe wyposażenie jest autentyczne. Na niewielkim biurku stoi staroświecki, ebonitowy, może nawet trochę dziś zabawny, telefon. Jedno podniesienie jego słuchawki zmieniało los tysięcy ludzi.

Parę sal poświęcono ekspozycji wiernopoddańczej, czyli darom od narodów postępowych dla swego przywódcy. W szklanych gablotach umieszczono przeróżne bibeloty. Przeważnie tak niepraktyczne, iż sam Stalin z nich nie korzystał i odsyłał prosto do swojego muzeum. Może właśnie zresztą po to je wybudowano? Jest tu parę poloników, ot chociażby duży talerz z portretem wodza, od postępowych pracowników zakładów... chyba już nieważne jakich, bo co w końcu załoga miała do powiedzenia w kwestii własnych darów.

Jak najcenniejsza relikwia przechowywana jest w muzeum pośmiertna maska Stalina. Jedna z sześciu, jakie sporządzono z brązu, gdy wódz osierocił postępową część ludzkości. Oblicze drogiego wodza ułożono na postumencie pośrodku okrągłego sanktuarium z rzędem białych półkolumn.

Muzeum wybudowano w pobliżu oryginalnego, niewielkiego domku, w którym szewc Dżugaszwili wynajmował tylko jedno pomieszczenie – skromną, niewielką izbę służącą za warsztat, kuchnię i sypialnię. W niej to Stalin został poczęty. Wewnątrz zachowano skromne wyposażenie. Dla wielu było to przez długie lata miejsce pielgrzymek. I doczekało się odpowiedniej oprawy – budynek obudowano murowaną konstrukcją na kształt baldachimu z płaskim dachem zawieszonym na kolumnach bezpośrednio nad domem Dżugaszwilego.

Jako bonus muzeum ma jeszcze jeden ciekawy eksponat, który ze względu na wagę i rozmiary ustawiono na zewnątrz budynku – to osobisty wagon kolejowy Stalina. Salonka z zewnątrz niczym nie różni się od zwykłych sowieckich wagonów z tego okresu. A wewnątrz? Kilkanaście małych sypialnych przedziałów, a na jednym końcu salka konferencyjna. No cóż, może nie był to luksus na miarę pozycji Stalina, ale trzeba pamiętać, że bardziej

cenił on sobie bezpieczeństwo (czyżby podejrzewał, że niecała ludzkość pała do niego miłością) niż wygodę. Wagon wzmocniony jest parocentymetrowej grubości stalowymi płytami, a w okna wstawiono kuloodporne szyby.

[srodtytul]Za co go kochają[/srodtytul]

Dwie godziny to wystarczający czas, aby zwiedzić muzeum, i aby w gardle zaschło z wrażenia. Jako że mało na świecie jest równie otwartych i serdecznych narodów jak Gruzini, bywalcy miejscowej winiarni, do której wstąpiłem, zaprosili mnie do stołu. Szukając wspólnych tematów, zapytuję ich o zdrowie Grigorija z „Czterech pancernych”. Twarze natychmiast się rozjaśniają, bo kto tu go nie zna? Swego czasu nadawanie w telewizji kolejnego odcinka serialu „Czetyryje tankista i sabaka” powodowało, że ulice w całym ZSRR się wyludniały. Ale naprawdę interesuje mnie, jaki jest stosunek miejscowych do Stalina? Twarze trochę poważnieją.

– Czy są komunistami?

– Nie!

– Kochają Stalina?

– Jak najbardziej!

– Za co?

Otóż mieszkańcy Gori doskonale wiedzą, czego „dokonał” ich Wielki Rodak, więc nie w faktach, lecz w interpretacji jest pies pogrzebany. Mordował ludzi? – Takie były czasy, inni też mordowali. Nie było demokracji? A komu wtedy była potrzebna? Owszem, może prawo nie było do końca sprawiedliwe, ale prawo i sprawiedliwość zastąpił porządek. A teraz co jest? Bardak! (to takie mało eleganckie rosyjskie słowo na bałagan).

Ale w końcu sam się domyślam, o co naprawdę chodzi – otóż dla mieszkańców Gori Wielki Stalin jest wielki, bo... urodził się w Gori! A wielkość Stalina przydawała blasku całemu miastu i jego mieszkańcom. Ot i cała tajemnica.

Niewielkie miasto Gori leży w samym centrum winodajnej Gruzji. Ta żyzna kraina była często najeżdżana – poczynając od greckich Argonautów, którzy dotarli do nieodległej Kolchidy w poszukiwaniu Złotego Runa, poprzez imperium rzymskie, bizantyjskie czy perskie. Zjawiały się tu mongolskie hordy, a później również zastępy tureckie. Milczącym świadkiem burzliwych dziejów jest potężna twierdza, opasująca mocarnymi murami górujące nad miastem wapienne wzniesienie. Ale z całej historii grodu jedno wydarzenie, w przekonaniu mieszkańców, przyćmiewa wszystkie inne. Oto w 1878 r. w jednoizbowym mieszkaniu biednego szewca Wissariona Dżugaszwilego narodziło się dziecię, któremu na chrzcie dano imię Józef.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy