Bergen daje energię

Pływanie w fiordach, żeglowanie na nartach w górach, podziwianie skarbów przyrody i architektury wpisanych na listę UNESCO – to wszystko czeka nas w Norwegii

Publikacja: 21.05.2010 05:10

Płynąc fiordem oglądamy spektakl zmieniających się pejzaży, kolorów wody, nieba, skalnych ścian i wo

Płynąc fiordem oglądamy spektakl zmieniających się pejzaży, kolorów wody, nieba, skalnych ścian i wodospadów

Foto: Fotorzepa, Monika Rogozińska MR Monika Rogozińska

Atmosfera w samolocie z Warszawy do Bergen przypomina jazdę naszym podmiejskim pociągiem. Ciemno ubrani mężczyźni, nieświeże oddechy, niewybredne teksty – Polacy jadą do pracy. Za to potem zaczyna się pyszna i pouczająca przygoda.

[srodtytul]Dorsz i celibat[/srodtytul]

Drewniane, krzywe i kolorowe, ciasno do siebie przytulone domy faktorii Ligi Hanzeatyckiej na wybrzeżu Bergen. UNESCO wpisało je na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego. Zwiedzanie ich uświadamia, jak ogromnym wysiłkiem i wyrzeczeniami budowano bogactwo północnej Europy.

Bergen, usadowione nad zatoką okoloną wzgórzami, dobrobyt zawdzięczało dorszom. Rybami tymi żywiła się duża część średniowiecznej Europy. Podróżnik w XII w. opisał wielki ruch łodzi przybywających do Bergen z wielu krajów i handel nieprzebraną ilością dorszy w zamian za zboże i inne towary. Kiedy około 200 miast leżących na Bałtykiem i Morzem Północnym połączył związek handlowy, który przyniósł im potęgę ekonomiczną i polityczną, Liga Hanzeatycka, w Bergen powstała jej niemiecka faktoria zwana Bryggen.

W położonej nad wodą, odizolowanej od reszty miasta misji handlowej Bryggen pracowało jednocześnie około tysiąca ludzi. Wszyscy byli Niemcami i wszyscy kawalerami. Wysłani tu z Niemiec, oderwani od rodzin chłopcy, młodzieńcy, mężczyźni pracowali, pokonując szczeble kupieckiej kariery: od patroszenia, suszenia i składowania ryb przez tłoczenie z wątroby oleju do pisania, czytania, rachunkowości i zarządzania. Pracowników misji obowiązywał celibat. Ale bezwzględny zakaz kontaktów z mieszkankami Bergen bywał omijany, o czym świadczą sekretne schody prowadzące do sypialni dyrektora handlowego faktorii, które dziś możemy oglądać.

[srodtytul]Uwędzony na śmierć[/srodtytul]

Z obawy przed pożarami w domach obowiązywał zakaz używania ognia. W wąskich, piętrowych, zamykanych łóżkach-szafach kilkunastoletni praktykanci sypiali parami, żeby nie zamarznąć. Ogrzewany jedynie zimą pokój zgromadzeń bywał jadalnią, szkołą, sądem, domem pogrzebowym.

Każdy przechodził tu twardą szkołę życia. Rytuał przyjęcia chłopca do wspólnoty zaczynał się od nakarmienia i napojenia nowicjusza piwem, przeciągnięcia go w zatoce pod kilem łodzi i okładania kijami, kiedy się wynurzał. Potem wracano do stołu. Inny obyczaj kazał wieszać praktykanta i egzaminować go nad paleniskiem, w którym palono cuchnące śmieci. Zdarzały się uwędzenia na śmierć.

Kształcenie się i praca przynosiły awans i zarobki pozwalające na kupienie własnego budynku w misji. Dojrzały i zamożny mężczyzna mógł pomyśleć wreszcie o powrocie do ojczyzny i ożenku.

Dorsz, w wysuszonej postaci – sztokfisz, przyniósł rozwój, a potem kres potęgi Hanzy. Był prowiantem, dzięki któremu wydłużono morskie podróże – dopomógł odkryciom geograficznym. Otwarcie nowych szlaków handlowych łączących Europę z Ameryką i Indiami zmarginalizowało znaczenie Hanzy. Niemcy wycofali się z misji w Bryggen, którą prowadzili przez 400 lat. Przejęli ją Norwegowie. W 1702 r. Bryggen strawił pożar.

W odbudowanych przez Norwegów na początku XVIII w. drewnianych domach faktorii dziś umieszczono muzeum, sklepiki, restauracje, w których jada się przy świecach, specjalizujące się w potrawach z owoców morza. O historii miasta i jego kontaktach przypomina w kościele ambona osadzona na globusie, ozdobiona rzeźbami owoców z ciepłych krajów. A na targu rybnym, na straganie pełnym świeżych ryb i krewetek, do zakupów zachęca nabazgrany na kartonie napis: „mówimy w 13 językach”.

[srodtytul]Antarktyda z kominkiem[/srodtytul]

Z nadmorskiego Bergen wspinamy się pociągiem ponad kilometr w pionie do Finse. Po 2,5 godz. stajemy na tym leżącym na wysokości 1222 m n.p.m. „dachu Norwegii”.

Miejsce rozsławiła w 1914 r. wizyta księcia Walii Edwarda Alberta. Wysportowanemu 20-latkowi, który odda koronę króla i cesarza za miłość do amerykańskiej rozwódki, w podróży po Norwegii towarzyszyła grupa dziennikarzy. Pełen szczelin lodowiec, bezdrzewna okolica, połać zamarzniętego jeziora, horyzont zamknięty kręgiem wzgórz Finse uzyskały wtedy reputację terenu, którego krajobraz i warunki przypominają Antarktydę. Zima panuje tu do połowy maja. Na „dachu Norwegii” trenowali przed wyprawami polarnicy Fridtjof Nansen i Ernest Shackleton, Roald Amundsen ćwiczył użycie żagla na saniach; bywali tu członkowie norweskiej rodziny królewskiej, a George Lukas kręcił film „Imperium kontratakuje”.

Hotel Finse 1222, najstarszy i najbardziej szacowny hotel górski w królestwie Norwegii, w ubiegłym roku obchodził stulecie. W swej historii kilka razy płonął. Podczas II wojny zbombardowali go Brytyjczycy – zniszczyli halę z lodowiskiem, na którym przed wojną trenowała mistrzyni świata w łyżwiarstwie figurowym i olimpijka Sonia Henie.

Do Finse dotrzeć można najwyżej położoną w północnej Europie koleją łączącą Bergen z Oslo, rowerem albo na nartach. Rzeczywiście ma się tu wrażenie pobytu w miejscu odizolowanym, jeśli na dachu, to niewielkim i wygodnym. Instruktorzy nauczą poruszania się po lodowcu i wychodzenia ze szczelin, powożenia psimi zaprzęgami, biwakowania w namiocie na śniegu. Sprzęt można wypożyczyć.

Świetną zabawą jest żeglowanie na nartach po zamarzniętym jeziorze. Choć drążek z linkami żagla-latawca trzymałam w rekach pierwszy raz, to cierpliwość instruktora i podstawowe obycie z nartami pozwoliło mi śmigać po śniegu pierwszego dnia nauki.

W każdej chwili można wrócić przed kominek do hotelu-schroniska. Podłoga w łazienkach jest ogrzewana, a jedzenie domowe i wykwintne. Rano trudno oderwać się od świeżego chleba z chrupiącą skórką, pachnących dżemów i konfitur, desek z serami; na obiad podadzą krem z dyni z płatkami migdałów.

Lokomotywa już gwiżdże. Zjeżdżamy pociągiem ku fiordom, żeby zobaczyć skarby natury wpisane na listę UNESCO cennego dziedzictwa przyrodniczego świata. Szlak kolei wykuwano w górach kilkadziesiąt lat. Wcina się w strome stoki, wiedzie tunelami. Przy potężnym wodospadzie pociąg staje, żeby pasażerowie mogli wyjść i zrobić zdjęcia. Tory kończą się na przystani – stacji Flam, nad odnogą najdłuższego fiordu Norwegii Sognefjord (204 km).

Przesiadamy się na statek. Wkrótce wpływamy do najwęższego fiordu w Europie, umieszczonego na liście UNESCO – Naeroyfjord. Oglądamy spektakl zmieniających się pejzaży i kolorów wody, nieba, roślin, skalnych ścian, wodospadów. Zachwyt gwarantowany.

Mijamy wygrzewające się w słońcu na głazach foki. Po dopłynięciu do końca fiordu przesiadamy się do autobusu. Wracamy do Bergen. Zamykamy pętlę trasy, którą mieszkańcy tego kraju słusznie nazywają niesłusznie zbanalizowanym określeniem „Norwegia w pigułce”.

Norwegowie żyją sportem i przyrodą. Potrafią dzielić się tym w taki sposób, że sport staje się łatwy, a przyroda bliska. A to oznacza wypoczynek, w tym wypadku ekspresowy.

Atmosfera w samolocie z Warszawy do Bergen przypomina jazdę naszym podmiejskim pociągiem. Ciemno ubrani mężczyźni, nieświeże oddechy, niewybredne teksty – Polacy jadą do pracy. Za to potem zaczyna się pyszna i pouczająca przygoda.

[srodtytul]Dorsz i celibat[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy