Atmosfera w samolocie z Warszawy do Bergen przypomina jazdę naszym podmiejskim pociągiem. Ciemno ubrani mężczyźni, nieświeże oddechy, niewybredne teksty – Polacy jadą do pracy. Za to potem zaczyna się pyszna i pouczająca przygoda.
[srodtytul]Dorsz i celibat[/srodtytul]
Drewniane, krzywe i kolorowe, ciasno do siebie przytulone domy faktorii Ligi Hanzeatyckiej na wybrzeżu Bergen. UNESCO wpisało je na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego. Zwiedzanie ich uświadamia, jak ogromnym wysiłkiem i wyrzeczeniami budowano bogactwo północnej Europy.
Bergen, usadowione nad zatoką okoloną wzgórzami, dobrobyt zawdzięczało dorszom. Rybami tymi żywiła się duża część średniowiecznej Europy. Podróżnik w XII w. opisał wielki ruch łodzi przybywających do Bergen z wielu krajów i handel nieprzebraną ilością dorszy w zamian za zboże i inne towary. Kiedy około 200 miast leżących na Bałtykiem i Morzem Północnym połączył związek handlowy, który przyniósł im potęgę ekonomiczną i polityczną, Liga Hanzeatycka, w Bergen powstała jej niemiecka faktoria zwana Bryggen.
W położonej nad wodą, odizolowanej od reszty miasta misji handlowej Bryggen pracowało jednocześnie około tysiąca ludzi. Wszyscy byli Niemcami i wszyscy kawalerami. Wysłani tu z Niemiec, oderwani od rodzin chłopcy, młodzieńcy, mężczyźni pracowali, pokonując szczeble kupieckiej kariery: od patroszenia, suszenia i składowania ryb przez tłoczenie z wątroby oleju do pisania, czytania, rachunkowości i zarządzania. Pracowników misji obowiązywał celibat. Ale bezwzględny zakaz kontaktów z mieszkankami Bergen bywał omijany, o czym świadczą sekretne schody prowadzące do sypialni dyrektora handlowego faktorii, które dziś możemy oglądać.