Po dniu przerwy na Wall Street Amerykanie wrócili do gry. Od rana wycena instrumentów pochodnych na tamtejsze indeksy sugerowała mocne otwarcie rynku kasowego. Widząc to, gracze europejscy przystąpili do zakupów przecenionych akcji.
Przypomnijmy, że po serii spadkowych sesji trwających od 21 czerwca indeks FTSEurofirst 300 grupujący największych emitentów Europy Zachodniej spadł o prawie 9 proc. Wczoraj indeks ten odrobił część strat i zyskał ponad 2,6 proc. Po południu giełdy amerykańskie wystartowały na przeszło 1-proc. plusie, co jeszcze bardziej wzmocniło giełdy europejskie.
Ten ruch w górę to jednak zdaniem analityków tylko odreagowanie ostatnich spadków. W sferze makroekonomicznej nie wydarzyło się bowiem nic, co uzasadniałoby tak mocne zwyżki. Mało tego, ostatnie dane z USA czy Chin wzmogły obawy ekonomistów o tzw. drugie dno recesji. Wczoraj poznaliśmy informacje na temat aktywności w sektorze usług w USA. Okazało się, że w czerwcu wskaźnik ISM spadł do 53,8 pkt, podczas gdy analitycy oczekiwali odczytu na poziomie 55 pkt. Słabsze dane w żaden sposób nie wpłynęły negatywnie na notowania, co pośrednio potwierdza tezę o korekcyjnym ruchu w górę.
Zresztą wystarczy rzut oka na poziom obrotów, by stwierdzić, że wczorajsze zwyżki nie mają większych podstaw fundamentalnych. Dość powiedzieć, że podczas dwóch pierwszych sesji tego tygodnia aktywność inwestorów europejskich mierzona obrotami była najniższa w tym roku. Ostatecznie Dow Jones i S&P 500 zyskały nieco po ponad pół proc., a Nasdaq o 0,1 proc.
Entuzjazm z giełd zagranicznych udzielił się też warszawskiemu parkietowi. WIG20 zyskał blisko 2 proc. Giełdę w górę ciągnęły głównie akcje banków, ale również wszystkie pozostałe spółki z indeksu kończyły dzień nad kreską.