Myślenie jest proste – żeby zaoszczędzić, trzeba komuś coś zabrać, a tego nie lubimy. Ale tak naprawdę reformy w pewnych sytuacjach nie muszą być bolesne dla obywateli.
Doskonałym przykładem korzystnych, a niewymagających wyrzeczeń zmian mogą być emerytury służb mundurowych. Plan jest dość prosty. Ci, którzy pójdą służyć od przyszłego roku, będą pozbawieni większości przywilejów. To wielka reforma, oszczędności są liczone w miliardach, tyle że pierwsze skutki zobaczymy dopiero za kilkanaście lat. Założono bowiem, że przywileje pracujących dziś w policji nie zostaną pomniejszone ani o paragraf. Każdy z nich będzie mógł po 15 latach służby dostać emeryturę, choćby miał tylko 35 lat. Natomiast wszyscy, którzy trafią do służb mundurowych od przyszłego roku, będą przechodzić na emerytury na zasadach zbliżonych do tych, jakie obowiązują pracowników innych sektorów publicznych. Jeżeli rządowi uda się osiągnąć porozumienie ze związkowcami i reforma wejdzie w życie zgodnie z planem, można ją będzie uznać za wzorcowe rozwiązanie.
Podobnie powinno się walczyć z narastającymi problemami w innych częściach sektora publicznego, poczynając od ubezpieczeń rolniczych. Nie chodzi o to, by zabrać coś tym, którzy dziś korzystają z tego szczodrze dotowanego przez państwo systemu. Nie chodzi nawet o tych, którzy płacą symboliczne składki. Podstawowym celem powinno być stworzenie wizji rozwiązania tego problemu nawet w kilkudziesięcioletniej perspektywie. Na przykład można by ogłosić, że na obecnych zasadach z dobrodziejstw tego systemu mogą korzystać wszyscy, którzy mają dziś ponad 40 lat. Młodsi, bez względu na wielkość gospodarstwa, musieliby płacić wyższe składki. Stwarzałoby to nadzieję, że w perspektywie kilkudziesięciu lat dotacje państwa do systemu ubezpieczeń rolniczych nie będą odpowiadały ponad 90 proc. jego wydatków. Dziś ten system nie dość, że pochłania po kilkanaście miliardów złotych rocznie, to przede wszystkim nie daje żadnej nadziei na poprawę.
Współczesna Polska jest w niezłej sytuacji gospodarczej. Stać nas na wiele wydatków. Dlatego dziś możemy robić reformy, których prawdziwe skutki będą widoczne za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Ale rząd, zamiast opowiadać o swoich sukcesach, musi mówić o potrzebie zmian wynikającej z niebezpieczeństw, które mogą zaważyć na naszym rozwoju w przyszłości. Jeżeli będziemy trwali w błogim bezruchu, to za kilka czy kilkanaście lat sytuacja wymusi na nas prawdziwe zmiany i nikt nie będzie się oglądał na prawa nabyte czy branżowe przywileje. Wtedy naprawdę wszyscy będą mieli prawo nie lubić słowa na r.