Kolejną pasją Kuryłowicza obok architektury i sportu jest pilotowanie samolotów. – Samolot jest dla mnie po części narzędziem pracy. Realizuję projekty w całej Polsce i przy całym szacunku dla wysiłku tych, którzy planują budowę autostrad w Polsce, nie wierzę, że mógłbym z nich w najbliższym czasie skorzystać. Samolotem mogę dostać się do dowolnego polskiego miasta w 1,5 godziny. W dodatku to czysta przyjemność – podkreśla.
Zaczęło się jako hobby. – Jak człowiek jest dorosły, a ja jestem już zdecydowanie dorosły, to zastanawia się, czy jest w stanie jeszcze coś zrobić. Ja zacząłem się zastanawiać, czy jestem w stanie zrealizować marzenie z dzieciństwa i zrobić licencję pilota. Okazało się, że poza walorami użytkowymi daje to ogromną satysfakcję z samego latania. Drugą rzeczą są niebywałe przeżycia estetyczne. Człowiek leci z otwartym dziobem z podziwu dla natury. Świat z powietrza jest zupełnie inny niż z ziemi. A uczucia przelotu malutkim samolotem między chmurami o wysokości 3 – 4 km nie da się opisać słowami – mówi Kuryłowicz.
Dodaje, że latanie podtrzymuje ciekawość świata, wymusza doskonalenie umiejętności – co roku trzeba zdawać egzamin potwierdzający umiejętność pilotażu. W powietrzu nie ma miejsca na bylejakość. Błąd może kosztować życie.
– W środowisku nie ma ludzi nieżyczliwych. Zawsze można liczyć na pomoc, czy przy wypychaniu samolotu z hangaru, czy przy ustalaniu trasy przelotu. Nie ma też podziałów ze względu na status majątkowy czy wiek. Liczy się tylko ilość wylatanych godzin, doświadczenie i przeleciane trasy – reszta jest bez znaczenia – mówi.
W środowisku ma ksywę Profesor. Aby móc w każdej chwili dostać się do dowolnego miasta w Polsce, kupił, wraz z innymi osobami, samolot w ramach programu SkyShare Club.
Biznesmen na zamku
W tym roku minie siedem lat, od kiedy Michał Bożek, właściciel firmy napojowej Ustronianka, kupił XVI-wieczny zamek w Grodźcu Śląskim wraz z 15-hektarowym parkiem w stylu angielskim. To prawdziwy rarytas. Jak wyjaśnia historyk Mariusz Makowski, na Śląsku Cieszyńskim tylko kilkanaście pałaców, zamków i dworów przetrwało wojnę i czasy PRL.
– Zawsze lubiłem otaczać się przedmiotami, które mają bogatą historię – przyznaje Bożek. Kolekcjonuje zabytkowe samochody. Ma m.in. sześćdziesięcioletniego citroena BL i wyprodukowanego w 1927 r. forda star.
Bożkowi nie zależy na tym, by zarabiać na swojej pasji. Dlatego zamiast hotelu czy restauracji zamierza w tym roku w najstarszych salach zamku otworzyć muzeum. Biznesmen dodaje, że w jego zamku już teraz odbywają się konferencje, spotkania miłośników kultury i pokazowe lekcje historii.
Tymczasem w Polsce nie brakuje także przedsiębiorców, którzy wykorzystują swoje hobby do pomnożenia majątku.
– Pasja pasją, ważne jest, aby wszystko, w co inwestujemy, przynosiło zyski – uważa Andrzej Grabowski. Jest współwłaścicielem grupy Polmlek, jednej z największych firm mleczarskich w Polsce, do której należy m.in. marka serów Warmia. Założył ją z Jerzym Boruckim niemal dwie dekady temu.
Wspólników połączyła nie tylko chęć podbicia rynku mleka, ale także zamiłowanie do historii. Od kilku lat biorą udział w rekonstrukcjach bitwy pod Grunwaldem. Borucki jest jeźdźcem, a Grabowski piechurem.
Do szczęścia brakowało im tylko średniowiecznego zamku. – Szukaliśmy odpowiedniego obiektu w całym kraju przez trzy lata. Strzałem w dziesiątkę okazał się zamek w Gniewie – wspomina Grabowski.
Gmina chciała za zabudowania i trzy hektary gruntu 24 mln zł. Właścicielom Polmleku udało się zbić cenę do 15 mln.
W ciągu czterech, pięciu lat chcieliby zainwestować w Gniewie ok. 100 mln zł. Liczą, że część kwoty wyłoży Komisja Europejska.
Na zamku w Gniewie ma być 800 – 900 miejsc hotelowych, czyli prawie cztery razy więcej niż obecnie. W planach są także aquapark i spa.
Grabowski i Borucki chcieliby też wykorzystać zamek do promocji produktów Polmleku. – Trwają prace nad umieszczeniem jego wizerunku na opakowaniach – mówi Grabowski.
– Liczba przedsiębiorców, którzy kupują zabytkowe obiekty, aby zróżnicować swoją działalność biznesową, jest w Polsce z roku na rok coraz większa – wskazuje Adam Urbuś, właściciel Agencji Nieruchomości Historycznych Be Happy w Katowicach.
Nadal niewielu z nich decyduje się, aby tak jak Polmlek czy Ustronianka, zdradzać szczegóły swoich inwestycji. – Na Zachodzie lokowanie kapitału w zabytkowych obiektach to normalność, natomiast w Polsce wciąż jest to sensacja – mówi Urbuś.
Balonem do księgi rekordów
Oczkiem w głowie Wiesława Włodarskiego, właściciela firmy Foodcare, produkującej m.in. desery pod marką Gellwe i napoje energetyczne Tiger, jest Pałac Bonerowski w Krakowie, w którym urządził hotel.
Biznesmen za kamienicę z XVI w., z której okien widać Rynek Główny, zapłacił ok. 9 mln zł. Odrestaurowanie jej kosztowało go kolejne 16 mln zł. Hotel działa od 2007 r. Włodarski szacuje, że dzięki wzrostowi cen nieruchomości zarobił na inwestycji już co najmniej 30 proc.
Hotelem może pochwalić się przed kontrahentami i gośćmi. Ma w nim także restaurację, która pozwala mu realizować pasje kulinarne. Jedną z jej specjalności jest tatar Monte Carlo. Przepis na niego Włodarski przywiózł z zagranicznych wojaży.
Restauracja jest także częścią Roleski Ranch, kompleksu hotelowo-jeździeckiego założonego w 2005 r. przez Marka Roleskiego. Należy do niego firma Roleski, czołowy producent musztard i sosów w Polsce.
W spółce usłyszeliśmy, że o powstaniu rancza, dziś jednego z największych w Polsce ośrodków jazdy konnej w stylu western, zdecydowała pasja jeździecka całej rodziny Roleskich. Organizowane są tu m.in. zawody jeździeckie.
– Działalność ośrodka ma dziś wymiar przede wszystkim marketingowy. To także doskonałe miejsce do integracji pracowników, kooperantów i klientów – wyjaśnia Tomasz Petelicki, dyrektor generalny firmy Roleski.
Rozgłosu musztardzie przysparza także zamiłowanie Marka Roleskiego do starych balonów. Na początku ubiegłego roku kierowana przez niego grupa zrekonstruowała balon braci Montgolfier na ogrzane powietrze.
Na tym jednak jego pasja lotnicza się nie kończy. Balon z logo Roleski był pierwszym, który wzbił się w górę pod ziemią. Miało to miejsce w Kopalni Soli w Wieliczce. Wyczyn trafił do Księgi rekordów Guinnessa.
Apetyt na sukces
Bez pasji do win zrodzonej podczas zagranicznych podróży nie byłoby natomiast jednej z 14 spółek grupy kapitałowej Sobiesława Zasady, byłego kierowcy rajdowego, a dziś jednego z najbogatszych Polaków.
Jedną z jego ulubionych marek jest Don Amado, ikona chilijskiej winiarni Torreon de Paredes. To właśnie od współpracy z nią zaczął w 2001 r. import win do Polski.
Dziś Sobiesław Zasada Import Win oferuje trunki z wielu zakątków świata. W 2011 r. sprzedaż spółki ma wzrosnąć o ok. 20 proc.
Wielkim smakoszem – nie tylko win – jest Jerzy Mazgaj, prezes i główny właściciel m.in. spółki Alma Market, do której należą delikatesy Alma oferujące kawę, alkohole czy słodycze z całego świata. Większość inwestycji Mazgaja zapoczątkowały pasje.
Zamiłowanie do luksusu zaowocowało wprowadzeniem na polski rynek takich marek, jak Emporio Armani, Kenzo czy Max & Co. Oprócz ekskluzywnych ubrań i jedzenia Mazgaj kocha także cygara. Napisał o nich książkę i stworzył spółkę Premium Cigars, czołowego importera cygar, głównie kubańskich.
Na łączenie pasji z zarabianiem pieniędzy stawia także Dariusz Miłek, właściciel CCC, jednej z najpopularniejszych marek obuwia w Polsce. Z aktorem Piotrem Adamczykiem utworzył spółkę produkującą filmy Aperto Films. Jej pierwsze dzieło „Rezolucja 819" otrzymało główną nagrodę na festiwalu w Rzymie.
– Współpraca z Piotrem Adamczykiem to mój jednorazowy jak dotąd mariaż ze sztuką filmową. Na rozpoczęcie współpracy wpłynęła niewątpliwie charyzma Piotra Adamczyka oraz fakt, że na produkcji filmowej również można zarobić – mówi Dariusz Miłek.
Ile zainwestował w Aperto Films? – Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach – ucina.