Hobby polskich prezesów

Pilotowanie samolotów, bitwy rycerskie, występy na scenie. Szefowie czołowych polskich firm znajdują czas na spełnianie swoich marzeń. Dla części z nich hobby jest także okazją do pomnażania majątku

Aktualizacja: 20.05.2011 04:03 Publikacja: 20.05.2011 01:36

Wojciech Balczun, na codzień prezes PKP Cargo, jest twórcą i gitarzystą zespołu rockowego Chemia

Wojciech Balczun, na codzień prezes PKP Cargo, jest twórcą i gitarzystą zespołu rockowego Chemia

Foto: Archiwum zespołu ”Chemia”

W życiu można osiągnąć wszystko. Trzeba wiedzieć tylko, czego się pragnie – uważa Bożena Batycka, właścicielka firmy Batycki produkującej ekskluzywne torebki i wyroby ze skóry i bursztynu.

Przez ostatnie 20 lat poświęciła się rozwijaniu firmy i jak przystało na prawdziwą bizneswoman, ubierała się w garsonki i goniła ze spotkania na spotkanie. Dziś woli wygodne sportowe stroje i znacznie więcej czasu poświęca na swoje pasje, czyli podróże (niedawno wróciła z Dominikany) oraz jogę. Uprawia ją od ośmiu lat.

– Aby doskonalić się w jodze, od pewnego momentu trzeba być nie tylko uczniem, ale i nauczycielem – wyjaśnia Bożena Batycka. Od 2009 r. pod jej patronatem w sopockim hotelu Sheraton działa szkoła jogi.

– Prowadzę aktywny tryb życia, dlatego na razie nie mogę zająć się regularnym nauczaniem. Raz na jakiś czas prowadzę jednak weekendowe warsztaty – wyjaśnia właścicielka firmy Batycki.

Zapowiada, że nie zamierza uczynić z nauczania jogi kolejnej gałęzi działalności swojego przedsiębiorstwa.

– Wiem już, jak smakuje sukces w biznesie. Teraz chcę się skupić na rozwoju osobistym – podkreśla.

Po godzinach pracy Wojciecha Balczuna, prezesa PKP Cargo, można zobaczyć grającego rocka na scenie. Jest gitarzystą i twórcą nowego na polskiej scenie muzycznej zespołu Chemia.

– Na gitarze gram od 15. roku życia. To zawsze była moja pasja – mówi Balczun. – Grałem w czasach licealnych i studenckich. Potem życie potoczyło się tak, że z gry w zespołach zrezygnowałem, ale cały czas grałem dla siebie i komponowałem – dodaje.

Zanim trafił do PKP Cargo, pracował w banku. Na poniedziałkowych spotkaniach jego pracownicy zapoznawali się m.in. z tym, co szef skomponował przez weekend.

Jak dodaje, kontakt ze środowiskiem muzycznym utrzymywał cały czas, przyjaźniąc się z muzykami i dzieląc z nimi swoją twórczością.

– Namawiali mnie, bym coś z tym zrobił, przekonywali, że w tym materiale jest potencjał. Zacząłem nad nim pracować z Andrzejem Nowickim, byłym basistą Perfectu, który, niestety, zmarł w tragicznych okolicznościach, zanim projekt ujrzał światło dzienne – wyjaśnia Balczun.

Sprawy zaczęły robić się poważne w 2007 r. – Kiedy zacząłem pracować ze Zbyszkiem Krebsem, zadziałała chemia, zaangażowaliśmy się w to emocjonalnie. Od tej pory granie to już nie tylko moja pasja czy hobby. Chemia jest regularnym zespołem, któremu poświęcam każdą wolną chwilę. Niestety, kosztem rodziny, która na szczęście rozumie, że bez muzyki nie byłbym w stanie funkcjonować, i mnie wspiera. Dzięki temu mogę zarządzać PKP Cargo i grać. Na razie żadnych zgniłych kompromisów nie zawarłem – dodaje Balczun.

Pierwsza płyta Chemii została wydana w październiku. Zespół zagrał m.in. na festiwalu Top Trendy, sylwestrowym koncercie TVP 2, gościnnie podczas eliminacji do Eurowizji, w lutym dał godzinny koncert na żywo w studiu Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce. Pojawiły się pierwsze zaproszenia na koncerty poza granicami kraju

– Chemia ma wystąpić na dwóch koncertach w Niemczech.

Balczun pracuje więc na dwa etaty. – Nie muszę wybierać. Może kiedyś przyjdzie moment, kiedy stanę przed dylematem, którą z dróg pójść. Sam nie wiem, co wówczas zrobię – podsumowuje.

Nie jest jedynym muzykiem na polskiej kolei. Gra też Grzegorz Mędza, były prezes PKP Intercity, kiedyś również wiceminister transportu odpowiedzialny za kolej.

Od 1995 r. gra na akordeonie i harmonijce ustnej w zespole jazzowym Warszawska Jesionka. Kwartet wydał płytę „Podróż do Umysłu Boga".

W 2000 r. Rafał Księżyk, dziennikarz i krytyk muzyczny, pisał: „I na (...) gruncie – muzyki improwizowanej i fuzji elektronicznych – póki co brakuje mi głosów z Polski. Jedynym wyjątkiem jest zupełnie lekceważona Warszawska Jesionka, która w dziedzinie improwizacji oferuje to, co yassowcy jedynie obiecywali".

Gra też Tomasz Moraczewski, szef spółki zarządzającej lotniskiem w Bydgoszczy i były szef Przewozów Regionalnych – największego polskiego przewoźnika pasażerskiego.

– W Toruniu mam zespół Dworzec Wschodni, gram na klawiszach – opowiada. Grają, jak sam określa, łagodnego rocka. – Coś między The Cure i Marillion, odrobinę unowocześnione – dodaje.

Mają w planach wejście do studia, by nagrać kilka pierwszych kawałków.

– Jeżeli się spodoba, pomyślimy, co robić z tym dalej – dodaje Moraczewski.

Sport wyrabia charakter

Marek Michałowski golfem – jak sam mówi – zainteresował się przez przypadek. Były prezes Budimeksu, obecnie szef rady nadzorczej spółki i prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, a także prezes Polskiego Związku Golfa, jest jednym z dziesięciu najlepszych polskich golfistów seniorów (powyżej 55. roku życia).

– Kilkanaście lat temu szkoła językowa, w której szlifowałem swój angielski, wysłała mnie na kurs indywidualny z lektorem, który był również trenerem golfa. Połknąłem bakcyla – mówi Michałowski.

Dziś jego handicap (określa poziom zaawansowania w golfie, początkujący mają h 36, profesjonaliści – 0) wynosi 12. – Było lepiej, ale odkąd zostałem działaczem w związku, mam coraz mniej czasu na granie – mówi Michałowski. – Ostatnio moje życie uległo spowolnieniu. Nie mógłbym pogodzić szefowania Budimeksowi z działaniem w PZG – mówi Marek Michałowski.

Jak twierdzi, golf jest nie tylko sportem, to sposób na życie: gra się na przepięknych terenach z ciekawymi ludźmi. – Grałem kiedyś z Diego Maradoną na Kubie. Był lepszy ode mnie – przyznaje Michałowski.

Kiedyś grał w każdy weekend, jeśli tylko pogoda pozwalała, golfowi były podporządkowane też wszystkie urlopy. – To strasznie wciąga – mówi.

Uważa, że można śmiało zaryzykować stwierdzenie, iż nie byłby tak dobrym menedżerem, gdyby nie ulubiona dyscyplina sportu. – Golf uczy dwóch najważniejszych rzeczy – rozwagi w podejmowaniu decyzji i tego, że trzeba mierzyć siły na zamiary. Trzeba dokładnie znać swoje możliwości, golf surowo karze tych, którzy próbują szarżować. Gra zachowawcza też nie wychodzi na dobre. Uczy ona podejmowania ryzyka, któremu potrafi się sprostać. Podobnie zaczyna się myśleć poza polem golfowym, co jest bardzo przydatne w biznesie – wyjaśnia.

Marzy, by wygrać Mistrzostwa Polski Seniorów i zejść do jednocyfrowego handicapu.

Sportowcem miał zostać prof. Stefan Kuryłowicz. Został jednym z najbardziej utytułowanych polskich architektów, biegaczem amatorem i pilotem.

– Żeglowałem. Kontuzja zmusiła mnie do zmiany planów – wyjaśnia Kuryłowicz. Pasja do sportu została.

– Jeżdżę na nartach i biegam, przynajmniej dwa, trzy razy w tygodniu. Gdy ludzie pytają, po cholerę to robię – to mówię, że gonię uciekającą młodość  – opowiada. – Maraton Warszawski przebiegłem w 3 godziny i 45 minut, byłem o 9 minut wolniejszy od pułkownika Romana Polko. Od 30 lat staram się przebiec ten sam dystans, ok. 12 km, mniej więcej w tym samym czasie, zajmuje mi to ok. godziny. Kiedyś traktowano mnie jak idiotę, teraz biega coraz więcej osób. Nie jest to już zjawisko, które wywołuje kpinę, choć bywa niebezpieczne. Dwa lata temu np. wpadłem we wnyki w lesie koło lotniska na Bemowie.

Kolejną pasją Kuryłowicza obok architektury i sportu jest pilotowanie samolotów. – Samolot jest dla mnie po części narzędziem pracy. Realizuję projekty w całej Polsce i przy całym szacunku dla wysiłku tych, którzy planują budowę autostrad w Polsce, nie wierzę, że mógłbym z nich w najbliższym czasie skorzystać. Samolotem mogę dostać się do dowolnego polskiego miasta w 1,5 godziny. W dodatku to czysta przyjemność – podkreśla.

Zaczęło się jako hobby. – Jak człowiek jest dorosły, a ja jestem już zdecydowanie dorosły, to zastanawia się, czy jest w stanie jeszcze coś zrobić. Ja zacząłem się zastanawiać, czy jestem w stanie zrealizować marzenie z dzieciństwa i zrobić licencję pilota. Okazało się, że poza walorami użytkowymi daje to ogromną satysfakcję z samego latania. Drugą rzeczą są niebywałe przeżycia estetyczne. Człowiek leci z otwartym dziobem z podziwu dla natury. Świat z powietrza jest zupełnie inny niż z ziemi. A uczucia przelotu malutkim samolotem między chmurami o wysokości 3 – 4 km nie da się opisać słowami – mówi Kuryłowicz.

Dodaje, że latanie podtrzymuje ciekawość świata, wymusza doskonalenie umiejętności – co roku trzeba zdawać egzamin potwierdzający umiejętność pilotażu. W powietrzu nie ma miejsca na bylejakość. Błąd może kosztować życie.

– W środowisku nie ma ludzi nieżyczliwych. Zawsze można liczyć na pomoc, czy przy wypychaniu samolotu z hangaru, czy przy ustalaniu trasy przelotu. Nie ma też podziałów ze względu na status majątkowy czy wiek. Liczy się tylko ilość wylatanych godzin, doświadczenie i przeleciane trasy – reszta jest bez znaczenia – mówi.

W środowisku ma ksywę Profesor. Aby móc w każdej chwili dostać się do dowolnego miasta w Polsce, kupił, wraz z innymi osobami, samolot w ramach programu SkyShare Club.

Biznesmen na zamku

W tym roku minie siedem lat, od kiedy Michał Bożek, właściciel firmy napojowej Ustronianka, kupił XVI-wieczny zamek w Grodźcu Śląskim wraz z 15-hektarowym parkiem w stylu angielskim. To prawdziwy rarytas. Jak wyjaśnia historyk Mariusz Makowski, na Śląsku Cieszyńskim tylko kilkanaście pałaców, zamków i dworów przetrwało wojnę i czasy PRL.

– Zawsze lubiłem otaczać się przedmiotami, które mają bogatą historię – przyznaje Bożek. Kolekcjonuje zabytkowe samochody. Ma m.in. sześćdziesięcioletniego citroena BL i wyprodukowanego w 1927 r. forda star.

Bożkowi nie zależy na tym, by zarabiać na swojej pasji. Dlatego zamiast hotelu czy restauracji zamierza w tym roku w najstarszych salach zamku otworzyć muzeum. Biznesmen dodaje, że w jego zamku już teraz odbywają się konferencje, spotkania miłośników kultury i pokazowe lekcje historii.

Tymczasem w Polsce nie brakuje także przedsiębiorców, którzy wykorzystują swoje hobby do pomnożenia majątku.

– Pasja pasją, ważne jest, aby wszystko, w co inwestujemy, przynosiło zyski – uważa Andrzej Grabowski. Jest współwłaścicielem grupy Polmlek, jednej z największych firm mleczarskich w Polsce, do której należy m.in. marka serów Warmia. Założył ją z Jerzym Boruckim niemal dwie dekady temu.

Wspólników połączyła nie tylko chęć podbicia rynku mleka, ale także zamiłowanie do historii. Od kilku lat biorą udział w rekonstrukcjach bitwy pod Grunwaldem. Borucki jest jeźdźcem, a Grabowski piechurem.

Do szczęścia brakowało im tylko średniowiecznego zamku. – Szukaliśmy odpowiedniego obiektu w całym kraju przez trzy lata. Strzałem w dziesiątkę okazał się zamek w Gniewie – wspomina Grabowski.

Gmina chciała za zabudowania i trzy hektary gruntu 24 mln zł. Właścicielom Polmleku udało się zbić cenę do 15 mln.

W ciągu czterech, pięciu lat chcieliby zainwestować w Gniewie ok. 100 mln zł. Liczą, że część kwoty wyłoży Komisja Europejska.

Na zamku w Gniewie ma być 800 – 900 miejsc hotelowych, czyli prawie cztery razy więcej niż obecnie. W planach są także aquapark i spa.

Grabowski i Borucki chcieliby też wykorzystać zamek do promocji produktów  Polmleku. – Trwają prace nad umieszczeniem jego wizerunku na opakowaniach – mówi  Grabowski.

– Liczba przedsiębiorców, którzy kupują zabytkowe obiekty, aby zróżnicować swoją działalność biznesową, jest w Polsce z roku na rok coraz większa – wskazuje Adam Urbuś, właściciel Agencji Nieruchomości Historycznych Be Happy w Katowicach.

Nadal niewielu z nich decyduje się, aby tak jak Polmlek czy Ustronianka, zdradzać szczegóły swoich inwestycji. – Na Zachodzie lokowanie kapitału w zabytkowych obiektach to normalność, natomiast w Polsce wciąż jest to sensacja – mówi Urbuś.

Balonem do księgi rekordów

Oczkiem w głowie Wiesława Włodarskiego, właściciela firmy Foodcare, produkującej m.in. desery pod marką Gellwe i napoje energetyczne Tiger, jest Pałac Bonerowski w Krakowie, w którym urządził hotel.

Biznesmen za kamienicę z XVI w., z której okien widać Rynek Główny, zapłacił ok. 9 mln zł. Odrestaurowanie jej kosztowało go kolejne 16 mln zł. Hotel działa od 2007 r. Włodarski szacuje, że dzięki wzrostowi cen nieruchomości zarobił na inwestycji już co najmniej 30 proc.

Hotelem może pochwalić się przed kontrahentami i gośćmi. Ma w nim także restaurację, która pozwala mu realizować pasje kulinarne. Jedną z jej specjalności jest tatar Monte Carlo. Przepis na niego Włodarski przywiózł z zagranicznych wojaży.

Restauracja jest także częścią Roleski Ranch, kompleksu hotelowo-jeździeckiego założonego w 2005 r. przez Marka Roleskiego. Należy do niego firma Roleski, czołowy producent musztard i sosów w Polsce.

W spółce usłyszeliśmy, że o powstaniu rancza, dziś jednego z największych w Polsce ośrodków jazdy konnej w stylu western, zdecydowała pasja jeździecka całej rodziny Roleskich. Organizowane są tu m.in. zawody jeździeckie.

– Działalność ośrodka ma dziś wymiar przede wszystkim marketingowy. To także doskonałe miejsce do integracji pracowników, kooperantów i klientów – wyjaśnia Tomasz Petelicki, dyrektor generalny firmy Roleski.

Rozgłosu musztardzie przysparza także zamiłowanie Marka Roleskiego do starych balonów. Na początku ubiegłego roku kierowana przez niego grupa zrekonstruowała balon braci Montgolfier na ogrzane powietrze.

Na tym jednak jego pasja lotnicza się nie kończy. Balon z logo Roleski był pierwszym, który wzbił się w górę pod ziemią. Miało to miejsce w Kopalni Soli w Wieliczce. Wyczyn trafił do Księgi rekordów Guinnessa.

Apetyt na sukces

Bez pasji do win zrodzonej podczas zagranicznych podróży nie byłoby natomiast jednej z 14 spółek grupy kapitałowej Sobiesława Zasady, byłego kierowcy rajdowego, a dziś jednego z najbogatszych Polaków.

Jedną z jego ulubionych marek jest Don Amado, ikona chilijskiej winiarni Torreon de Paredes. To właśnie od współpracy z nią zaczął w 2001 r. import win do Polski.

Dziś Sobiesław Zasada Import Win oferuje trunki z wielu zakątków świata. W 2011 r. sprzedaż spółki ma wzrosnąć o ok. 20 proc.

Wielkim smakoszem – nie tylko win – jest Jerzy Mazgaj, prezes i główny właściciel m.in. spółki Alma Market, do której należą delikatesy Alma oferujące kawę, alkohole czy słodycze z całego świata. Większość inwestycji Mazgaja zapoczątkowały pasje.

Zamiłowanie do luksusu zaowocowało wprowadzeniem na polski rynek takich marek, jak Emporio Armani, Kenzo czy Max & Co. Oprócz ekskluzywnych ubrań i jedzenia Mazgaj kocha także cygara. Napisał  o nich książkę i stworzył spółkę Premium Cigars, czołowego importera cygar, głównie kubańskich.

Na łączenie pasji z zarabianiem pieniędzy stawia także Dariusz Miłek, właściciel CCC, jednej z najpopularniejszych marek obuwia w Polsce. Z aktorem Piotrem Adamczykiem utworzył spółkę produkującą filmy Aperto Films. Jej pierwsze dzieło „Rezolucja 819" otrzymało główną nagrodę na festiwalu w Rzymie.

– Współpraca z Piotrem Adamczykiem to mój jednorazowy jak dotąd mariaż ze sztuką filmową. Na rozpoczęcie współpracy wpłynęła niewątpliwie charyzma Piotra Adamczyka oraz fakt, że na produkcji filmowej również można zarobić – mówi Dariusz Miłek.

Ile zainwestował w Aperto Films? – Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach – ucina.

W życiu można osiągnąć wszystko. Trzeba wiedzieć tylko, czego się pragnie – uważa Bożena Batycka, właścicielka firmy Batycki produkującej ekskluzywne torebki i wyroby ze skóry i bursztynu.

Przez ostatnie 20 lat poświęciła się rozwijaniu firmy i jak przystało na prawdziwą bizneswoman, ubierała się w garsonki i goniła ze spotkania na spotkanie. Dziś woli wygodne sportowe stroje i znacznie więcej czasu poświęca na swoje pasje, czyli podróże (niedawno wróciła z Dominikany) oraz jogę. Uprawia ją od ośmiu lat.

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy