W porównaniu z kwietniem br. zmniejszyła się liczba oszczędzających, wzrósł natomiast odsetek osób zaspokajających bieżące potrzeby z pożyczek lub kredytów.
Przyczyną takiego stanu rzeczy może być nie tylko wzrost cen, ale także niechęć do zaciskania pasa. Z przeprowadzanej przez ING co kwartał ankiety wynika, że od początku roku odsetek osób, którym udaje się przeznaczyć część miesięcznych dochodów na oszczędności spadł z 44 proc. do niecałych 38 proc. W tym samym czasie przybyło osób, którym pensja (lub inny osiągany dochód) nie starcza do zaspokojenia bieżących potrzeb (zmiana z 33 proc. do 35 proc.) oraz tych, którzy choć wiążą przysłowiowy koniec z końcem, to na oszczędzanie już sobie pozwolić nie mogą (zmiana z 24 proc do ponad 27 proc.).
Pierwsza połowa roku upłynęła pod znakiem nasilania się inflacji. Być może to właśnie z tego powodu w kwietniu ubyło oszczędzających. Gdy teraz pytano o to samo, wzrosty cen uspokoiły się, i poprawiły się nastroje konsumentów. Mimo to oszczędzających ubyło.
Spadek udziału osób oszczędzających może więc nie wynikać nie tylko z powodu pogarszających się możliwości oszczędzania, ale też po prostu z braku ochoty na zaciskanie pasa. W tym roku sprzedaż detaliczna rośnie szybciej niż w 2010 r. (w ujęciu realnym, czyli po usunięciu wpływu rosnących cen). O ile w ubiegłym roku wzrosła ona o 3,3 proc. r/r, to w pierwszym kwartale tego roku wzrost wyniósł już 5,3 proc., a w drugim ok. 6,8 proc. (usuwając wpływ żałoby narodowej).
Obecnie, na etapie ożywiania gospodarki, silna skłonność do konsumpcji jest mile widziana. Wspiera wzrost gospodarczy i pomaga rządowi w walce z deficytem budżetowym (przez większe wpływy z VAT-u i akcyzy), chociaż wystawia konsumentów (odkładających oszczędzanie na później) na większe ryzyko w przypadku kolejnych gospodarczych wstrząsów.