?W 1981 roku Lech Wałęsa wypowiedział swoje pamiętne hasło, że zbudujemy w Polsce drugą Japonię! Faktem jest, że mieliśmy już nad Wisłą drugą Japonię w dziedzinie sztuki. Ziemianin Feliks Jasieński (1861-1929) z pasją zaczął tworzyć kolekcję japoników, kiedy w 1880 roku wyjechał na studia do Paryża. Dziś kolekcja ta należy do najbogatszych w świecie! Znajduje się w Krakowie, ponieważ w 1920 roku Jasieński swoje zbiory ofiarował krakowskiemu Muzeum Narodowemu.
Jasieński był legendarną postacią w środowisku polskich artystów z przełomu XIX i XX wieku, przyjaźnił się z nimi i wpływał na ich twórczość. Niedawno ukazała się monografia Anny Król pt. „Japonizm polski". Znajdziemy tam reprodukcje setek polskich dzieł, które powstały na bezpośrednie zamówienie kolekcjonera Feliksa Jasieńskiego lub inspirowane są japonikami z jego zbiorów.
Monografię wydało krakowskie Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Skąd nazwa „Manggha"? Był to pseudonim Jasieńskiego, a Centrum powstało dzięki Fundacji Kyoto-Kraków założonej przez Andrzeja Wajdę i Krystynę Zachwatowicz. W 1987 roku Wajda dostał prestiżową nagrodę Kyoto Prize. Wtedy całą kwotę (450 tys. dolarów) przeznaczył na budowę siedziby dla japoników Jasieńskiego, które z braku miejsca nieznane przechowywane były w magazynach. Tak wygląda krótka historyczna geneza kolekcjonerskiego zjawiska. Wróćmy teraz na krajowy rynek sztuki.
Zacznijmy od oryginalnych japońskich dzieł. Grafiki stale obecne są w handlu i cieszą się dużym powodzeniem. Na przykład, na aukcji prac na papierze w Desie Unicum 12 czerwca sprzedano drzeworyty japońskie. Były to, jak czytamy w katalogu, reprinty z początku XX wieku prac osiemnastowiecznych lub dziewiętnastowiecznych. Uzyskano ceny ok. 1,6-1,7 tys. złotych za sztukę. Odkąd w 1989 roku powstał wolny rynek, rozpoczęła się u nas hossa na japońskie drzeworyty, przede wszystkim na oryginały z XVIII stulecia.