Odnawialne źródła powinny być elementem ochrony środowiska, ale też bezpieczeństwa energetycznego państwa. Ten postulat branży wybijał się najmocniej podczas debaty „OZE: Koniec batalii?", która odbyła się pod patronatem „Rzeczpospolitej".
Bo choć przedstawiciele firm związanych z zieloną energetyką pozytywnie ocenili zakończenie rządowych prac nad nowym projektem ustawy o OZE, nie kryli swoich obaw związanych z poszczególnymi jego zapisami.
Wątpliwości branży
– Ta ustawa stwarza pewną bazę dla dalszego rozwoju energetyki odnawialnej w Polsce. Daje szansę technologiom, które są dziś najskuteczniejsze i najtańsze. Jest zatem jasne, że pierwsze aukcje będą wygrywać wiatraki lądowe i zakłady spalające biomasę w dedykowanych instalacjach – mówił Zbigniew Prokopowicz, prezes firmy Polish Energy Partners (PEP), która posiada zakłady biomasowe i kogeneracyjne, czyli wytwarzające jednocześnie energię i ciepło, farmy wiatrowe na lądzie, ale też projekty związane z produkcją prądu z wiatru morskiego.
Odwoływał się przy tym do nierówności poszczególnych technologii w nowym systemie wsparcia. Odchodzi on od zielonych certyfikatów za ekologiczną produkcję megawatów na rzecz aukcji. Startujący w nich wytwórcy będą konkurować ceną. Zwycięzca otrzyma kontrakt na zakup nawet na 15 lat.
Pewne wątpliwości budzi jednak fakt, że zarówno ilość energii elektrycznej, która będzie przedmiotem zakupu, jak i jej maksymalna cena będą co roku ustalane przez rząd.