Zgodnie z koncepcją programu przy zastosowaniu dopłaty do oprocentowania BGK w 2015 r. mógłby rozpocząć przyjmowanie wniosków od inwestorów (działających na podstawie zawartej z gminą umowy) o preferencyjny kredyt na społeczne budownictwo czynszowe.
– Oferta lokali na wynajem byłaby skierowana do osób, które zarabiają za dużo, aby móc się ubiegać o lokal gminny, i za mało, by skorzystać z oferty BGK, a tym bardziej, aby móc zaciągnąć kredyt na zakup mieszkania – tłumaczył Orłowski.
Podkreślał, że rozwój rynku najmu wymaga też inwestycji prywatnego sektora czynszowego, w tym budownictwa opartego na nowych modelach współpracy z samorządem lokalnym.
Skąd pieniądze na te wszystkie programy? – Na pewno nie z budżetu. Założenie jest takie, że przez pięć lat BGK wyłoży 5 mld zł, które zdobędzie z rynku. Z tej kwoty miałyby także pochodzić pieniądze na fundusz municypalny. Jeśli BGK dostarczy na rynek produkty, które będą się cieszyły powodzeniem, to z dalszym finansowaniem lokali na wynajem nie będzie problemu – zapewniał Jan Krzysztof Bielecki.
Nie chodzi o rekord
Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich, przypominał, że był taki kraj, który był bliski wybudowania 3 mln mieszkań w cztery lata, ale bicie rekordu podażowego skończyło się fatalnie. – To była Hiszpania, w której boom w mieszkaniówce zakończył się załamaniem rynku, a w efekcie bezrobociem i emigracją młodych. Dlatego podkreślam: to nie jest tak, że im więcej mieszkań, tym lepiej. Rynek nie wchłonie nadmiernej podaży – ostrzegał ekonomista. – Nie chcę przez to powiedzieć, że należy ograniczać możliwości budowy mieszkań na własność. Równocześnie jednak trzeba budować rynek najmu. Państwo musi tworzyć tylko część rynku. Resztą powinni się zająć prywatni inwestorzy.
Zdaniem Ryszarda Petru w Polsce trzeba wywołać modę na wynajmowanie lokali, pokazywać, że taki pomysł na życie nie jest gorszy niż mieszkanie we własnym lokalu. – Przecież gdy Polacy wyjeżdżają do Londynu, to nikt z nich nie myśli, że musi tam kupić mieszkanie, bo to nierealne. W Warszawie także nie musi – tłumaczył Petru. – Powinniśmy też rozprawić się z mitem, że wszyscy muszą mieszkać w dużych miastach. Nie muszą, bo tam jest najdrożej. Trzeba także przypominać, że na świecie nie jest tak, że gdy ktoś kończy studia, to od razu kupuje sobie mieszkanie. To jest niestety trochę PRL-owskie podejście, że coś się od państwa dostaje.