Japońska układanka - felieton Rafała Tomańskiego

Sytuacja na japońskiej scenie politycznej coraz bardziej się komplikuje. Strategia premiera Abe miała działać, a okazuje się, że kraj pogrąża się w recesji.

Publikacja: 18.11.2014 13:33

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Wszystko dzieje się tak, jak się spodziewano, jednak miało być zupełnie inaczej. Tak w skrócie można by opisać sytuację polityczno-ekonomiczną w Japonii. Premier Shinzo Abe walczył jak lew o odbudowę gospodarki własnego kraju, zlecał wdrażanie reform, podwyższał podatki, mówił o konieczności stymulowania biznesu i... przegrał z danymi statystycznymi. Podane przed kilkoma dniami informacje pokazały, że japońska gospodarka skurczyła się o 1,6 proc. w trzecim kwartale 2014 roku (wobec analogicznego okresu w 2013) i niestety był to kolejny kwartał zapisany na minusie.

Prawie jak z trzęsieniem ziemi

Dlaczego zatem spodziewano się niespodziewanego? Z otoczenia premiera od pewnego czasu dochodziły głosy o tym, że szef rządu zastanawia się, czy podwyższać podatek od konsumpcji po raz drugi i tym samym ryzykować kolejną falę krytyki pod swoim adresem. Nawarstwiały się także problemy związane z obecnością amerykańskich żołnierzy, reintepretacją pacyfistycznej konstytucji, problematycznym restartem elektrowni atomowych kojarzących się już nie z ulgą dla gospodarki, ale z powtórką z Fukushimy oraz ze skandalami wywoływanymi przez nowych ministrów Shinzo Abe. Możliwość wcześniejszego rozwiązania izby niższej parlamentu dawałaby potrzebny premierowi oddech i szansę na przedłużenie czasu swoich reform zapewniając poparcie w chwili, gdy notowania spadały, ale nie były jeszcze niższe od opozycji. Wiadomo było także, że ze względu na nagromadzenie się kilku międzynarodowych szczytów (m.in. spotkanie przywódców krajów APEC w Pekinie oraz zebranie G20 w Brisbane) Abe będzie w stanie podjąć jakiekolwiek decyzje dopiero z początkiem drugiej połowy listopada. W poniedziałek, 17 listopada miały także zostać zaprezentowane dane odnośnie japońskiego PKB.

Spodziewano się zatem niespodziewanego (bo plan ekonomiczny miał jednak postawić kraj na nogi a nie wpędzić w recesję) i spodziewanego zarazem (plotki o planie wcześniejszych wyborów). 18 listopada przed południem polskiego czasu, a pod wieczór czasu japońskiego Shinzo Abe poinformował o tym, że za trzy dni rozwiąże parlament. Na dwa lata przed spodziewanym końcem kadencji. Dał do zrozumienia, że przekłada przewidywaną podwyżkę podatku od konsumpcji na późniejszy termin (prawdopodobnie na 18 miesięcy od planowanego pierwotnie terminu wprowadzenia w październiku 2015 roku, czyli na kwiecień 2017 roku). Wybory, także według pierwszych założeń, mogą odbyć się 14 lub 21 grudnia. Dwa lata po poprzednich wyborach, które odbyły się 16 grudnia 2012 roku.

Pesymistyczne dane

Rządowy Instytut Ekonomiczny w Tokio dał do zrozumienia opublikowanymi danymi, że w kraju zapanowała recesja. Drugi z rzędu kwartał kończony na minusie nie daje powodów do dyskusji. Wcześniejsze optymistyczne szacunki analityków (Bloomberg zakładał wzrost o 2,2 proc. tzw. odczytu annualizowanego, czyli w ujęciu rocznym, a najwięksi pesymiści wśród podających swoje szacunki dla obecnej sytuacji kraju, instytut Dai-ichi Life Research, liczył na 0,8 proc. na plusie) zderzyły się z bolesną dla wszystkich rzeczywistością, o 3,8 proc. niższą od szacunków. Jeden z głównych doradców ekonomicznych premiera Abe, Etsuro Honda, mówił wcześniej o 3,8 proc., ale miał na myśli sytuację, w której PKB Japonii o tyle rośnie. Wtedy można byłoby według Hondy liczyć się z kolejną podwyżką podatku od konsumpcji. Odłożenie zwiększenia podatku o 18 miesięcy może przynieść według założeń wzrost o 0,5 proc. Etsuro Honda jest zszokowany najnowszymi danymi i mówi o konieczności przeforsowania nowego programu stymulującego. Celem mają być m.in. zredukowane podatki od przedsiębiorstw oraz dalsza akcja dodrukowywania pieniądza prowadza przez Bank Centralny.

Wszystkim jest trudno. Jen osiągnął najniższy od 7 lat kurs wobec dolara i przekroczył poziom 117. Informacje o kolejnych pakietach stymulujących mogą według prognoz osłabić kurs nawet do 120 jenów za jednego dolara. Wynagrodzenia nie dotrzymują kroku działaniom Banku Centralnego, konsumpcja prywatna notowała spadek o 18,6 proc. w drugim kwartale, obecnie podnosi się lekko na wysokość 1,5 proc. powyżej zera. Inwestycje w nieruchomości spadły o blisko ¼ w ujęciu rocznym.

Koszmarny podatek

Sam plan podwyższenia podatku, który czyni tyle zamieszania, pochodzi od poprzednika Shinzo Abe, premiera Yoshihiko Nody. Pomimo tego, że Noda reprezentował rząd DPJ (Partii Demokratycznej) opozycyjnej wobec LDP (Partii Liberalno-Demokratycznej), to za zwiększeniem stawki podatku od konsumpcji głosowali członkowie obu stronnictw. Rząd się zmienił, jednak obietnica została. Kolejną ofiarą pierwszej w historii podwyżki podatku, na którą zdecydowano się w 1997 roku, był ówczesny premier Japonii, Ryutaro Hashimoto. Zwiększenie stawki kosztowało go utratę stanowiska. Według ostatnich sondaży opinii publicznej przeprowadzonych na zlecenie telewizji NHK rządzącą partię LDP popiera 36,6 proc. wyborców, znacznie więcej niż opozycyjną DPJ – jedynie 7,9 proc. Jednak wciąż 40 proc. ankietowanych nie wybrało żadnego z obozów. To ogromna grupa potencjalnych wyborców, która może przechylić szalę zwycięstwa na niekorzyść premiera Abe.

Od lat w Japonii żyje się z dnia na dzień czekając na jakiś wielki kataklizm. Ludzie przygotowani są na nadejście czegoś, co może zabić. Może to być trzęsienie ziemi, wielka fala tsunami, wybuch wulkanu i, jak się okazuje od niedawna, także problem z energią atomową. Powodów do obaw jest wiele, dlatego życie w świadomości czającego się gdzieś niedaleko zagrożenia, prowadzi do obojętności. Częste zmiany rządów, dekady stagnacji i zapaści gospodarczej, do tego bardzo silne więzi biznesowo-mafijno-rodzinne prowadzą do tego, że bardzo trudno jest cokolwiek zmienić w tak uporządkowanym organizmie. Japonia jest jak wielka układanka, której części porozrzucano, alei tak na siłę wciska się niedopasowane puzzle na nieswoje miejsca. Jeżeli nie pasują, to się je tak długo równa w nowej pozycji, aż przestają wystawać. Podobnie jak w japońskim powiedzeniu o wbijaniu wystających gwoździ. W Kraju Kwitnącej Wiśni można wszystko, pod warunkiem, że nie odstaje się od innych. W rzeczywistości zatem nie wolno robić nic.

Polityczne gry rządzących stają się coraz bardziej irytujące i niezrozumiałe dla ludzi. Nikt nie chce płacić więcej, dlatego podwyżka podatku napotyka opór. Bank Centralny śni o powrocie do inflacji na poziomie 2 proc., tak potrzebnej dla uzdrowienia gospodarki, podczas gdy zwykli konsumenci wolą, by ceny nie rosły i by mieli więcej w portfelach. Nietypowa sytuacja japońskiego rynku, na którym przeważająca część oszczędności trzymana jest przez osoby prywatne i rodzimy kapitał tworzy jeszcze dziwniejszą konstrukcję, która nie wali się z hukiem pomimo tego, że zamiast fundamentów ma coraz większą dziurę budżetową.

Jak przebiegają wybory?

W tej sytuacji pozostaje „jedynie" wybrać nowy parlament. Gdy już będzie wiadomo, kiedy odbędzie się głosowanie, kandydaci staną do walki o 475 miejsc w parlamencie, tzw. Izbie Reprezentantów. Do rozdzielenia będzie o 5 miejsc mniej niż obecnie, zmiana wynika ze zredukowania liczby polityków w 5 wiejskich okręgach. Z tych 475, 295 wybiera się poprzez głosowanie bezpośrednie, kolejnych 180 miejsc przydziela się w systemie proporcjonalnym. Dzięki takiej metodzie można zdobyć stanowisko, nawet gdy nie zostanie się wybranym poprzez wystarczającą liczbę głosów oddanych bezpośrednio na siebie. Japonia dzieli się na 11 regionów wyborczych, w których głosy oddaje się na partie polityczne. Następnie 180 miejsc przydziela się proporcjonalnie do uzyskanego wyniku. W obecnym parlamencie LDP premiera Abe ma 61 proc. miejsc, DPJ 12 proc., partia Komeito (koalicjant LDP, do niedawna nazywający się Nowe Komeito) 6 proc. W parlamencie znajduje się także Partia Odrodzenia Japonii (9 proc. miejsc) oraz kilka innych mniejszych stronnictw, które razem dysponują 12 proc. miejsc. Rządząca LDP ma 294 posłów, koalicjant Komeito 31, opozycja DPJ 55, Partia Odrodzenia 42. Oficjalna część kampanii rozpocznie się na 12 dni przed samymi wyborami i będzie mogła być tym razem toczona na szeroką skalę w internecie. Podczas wcześniejszych wyborów nie można było korzystać z tego medium. Partie polityczne będą mogły dokonać ostatnich zmian na stronach internetowych na dzień przed głosowaniem, następnie te informacje będą mogły bez przeszkód i naruszania ciszy wyborczej znajdować się pod swoimi adresami. Każdy może stworzyć stronę poparcia dla partii i kandydatów, ale tylko sami stający do wyborów są w stanie wysyłać maile z materiałami. Partie będą mogły także kupować reklamy linkujące do ich stron.

Wszystko dzieje się tak, jak się spodziewano, jednak miało być zupełnie inaczej. Tak w skrócie można by opisać sytuację polityczno-ekonomiczną w Japonii. Premier Shinzo Abe walczył jak lew o odbudowę gospodarki własnego kraju, zlecał wdrażanie reform, podwyższał podatki, mówił o konieczności stymulowania biznesu i... przegrał z danymi statystycznymi. Podane przed kilkoma dniami informacje pokazały, że japońska gospodarka skurczyła się o 1,6 proc. w trzecim kwartale 2014 roku (wobec analogicznego okresu w 2013) i niestety był to kolejny kwartał zapisany na minusie.

Pozostało 94% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy