W nowym numerze „Wprost" dziennikarze tego tygodnika dotarli do świadectwa pracy wystawionego jednej z kobiet - wynika z niego, że jest zatrudniona jako asystentka w kancelarii adwokackiej Romana Giertycha. Tymczasem według „Wprost" rzeczywiście Filipinki pracują jako pomoc domowa w willi byłego ministra edukacji - potwierdzają to sąsiedzi i znajomi dawnego lidera LPR.
Roman Giertych w rozmowie z Gazeta.pl już w niedzielę wieczorem, nie znając jeszcze całego artykułu, zapowiedział, że pozwie za niego dziennikarzy „Wprost". - Bo ja nikogo nie zatrudniam na czarno, nikogo nie zatrudniam nielegalnie – zapewnił Giertych.
Według byłego wicepremiera Filipinki są u niego zatrudnione zgodnie z wszystkimi przepisami - obie pracowały początkowo w kancelarii, po czym jedna została przeniesiona jako pomoc domowa do jego posiadłości. Giertych podkreśla, że kobiety wcześniej pracowały nielegalnie w niewolniczych warunkach, a on im pomógł, po tym jak o sprawie dowiedział się od koleżanki swojej żony.
Przypomnijmy, iż nie jest to pierwsza zapowiedź pozwu o naruszenie dóbr osobistych przeciwko tygodnikowi "Wprost". Wcześniej Minister transportu Sławomir Nowak zapowiedział, że skieruje do sądu sprawę publikacji, opisujący jego związki z biznesmenami zarabiającymi na państwowych kontraktach. Uważa, że tygodnik naruszył jego dobre imię. Co ciekawe, jego pełnomocnikiem w tej sprawie jest właśnie Roman Giertych. Zdaniem Giertycha publikacja „Wprost" to zemsta na nim za to, że podjął się reprezentowania ministra transportu Sławomira Nowaka w procesie wytoczonym tygodnikowi.