– Tak zwany podatek inflacyjny, czyli dodatkowe dochody ponad to, co zaplanowane w budżecie centralnym, może wynieść w 2022 r. nawet 45 mld zł – szacuje dla „Rzeczpospolitej” Adam Antoniak, ekonomista ING Banku Śląskiego. Jak wyjaśnia, to wyliczenia przy założeniu, że ceny dla konsumentów w tym roku wzrosną średnio o ok. 13 proc., podczas gdy w budżecie przewidziano 3,3 proc. wzrostu.
Co napędza dochody
Najwięcej dodatkowych wpływów państwo może uzyskać z tytułu podatku VAT, naliczanego wprost od cen, które przecież rosną w galopującym tempie (w kwietniu 12,4 proc. rok do roku). Wiele zależy też od siły popytu konsumpcyjnego, ale przynajmniej dotychczas nie widać, by Polacy ograniczali swoje zakupy (na co ma też wpływ przybycie uchodźców z Ukrainy).
Ale podatek inflacyjny obejmuje też podatki dochodowe – PIT i CIT. – Wynagrodzenia rosną bardzo szybko, w kwietniu w przedsiębiorstwach wzrosły o ponad 14 proc. – zauważa Grzegorz Ogonek, ekonomista Santander Bank Polska. – Trudno ocenić, czy mamy już do czynienia ze spiralą inflacyjno-płacową, ale zapewne inflacja w jakimś stopniu wpływa na wzrost wynagrodzeń. A budżet na tym korzysta – dodaje.
Podobnie jest z CIT. Jak wynika z ostatnich danych GUS, przedsiębiorstwa w I kw. zanotowały bardzo wysoki wynik netto i rekordowo wysokie marże, co oznacza, że przy silnej inflacji i popycie mogą realizować nadzwyczajne zyski. I dzielić się nimi z kasą państwa.