W ustawie  budżetowej zapisano iż tegoroczne wpływy z tytułu podatku od sprzedaży detalicznej mają wynieść 1,5 mld zł. Tymczasem z danych opublikowanych przez Ministerstwo Finansów wynika, że po czerwcu wpływy te wyniosły ponad 1074 mln zł. Pandemia go poważnie ograniczyła, opodatkowane są tylko przychody ze sprzedaży detalicznej w sklepach stacjonarnych, a nie internetowych. Tymczasem w efekcie pandemii sprzedaż jeszcze  mocniej przeniosła się do online, po I kwartale było to już ponad 10 proc. handlu detalicznego.

Czytaj także: Te firmy najmocniej zasilają polski budżet. 40 największych

Dla fiskusa są też inne gorsze wiadomości. - Wpływy z tego podatku oznaczają automatycznie niższy wpływ z tytułu CIT, którego część firm nie płaciło, ale część tak. Zwłaszcza w przypadku Rossmanna czy Biedronki był wysoki - mówi nam jeden z ekspertów.

Ostateczny bilans będzie znany zatem po całym roku, niemniej póki co widać iż wpływy z podatku są wysokie. Obejmuje on duże firmy, które generują co najmniej 17 mln zł przychodów ze sprzedaży detalicznej miesięcznie. Obrót od tej kwoty do 170 mln zł miesięcznie opodatkowano 0,8 proc., zaś powyżej tego poziomu stawka wynosi już 1,4 proc.

Ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej weszła w życie 1 września 2016 r., ale błyskawicznie pobierania podatku zakazała Komisja Europejska uznając go za naruszenie konkurencji i wspieranie części sektora kosztem dużych firm, głównie z udziałem kapitału zagranicznego. Sprawa trafiła do unijnego Trybunału, a pobieranie podatku przesuwano. Trybunał w 2019 r. uznał iż Komisja Europejska nie miała racji i Polska mogła podatek nałożyć, jednak z powodu odwołania od decyzji jego pobieranie było możliwe dopiero od 1 stycznia 2021. Mimo pandemii i zamieszania w handlu Polska nie zdecydowała się na odsunięcie poboru nowej daniny.