W chwili, gdy szefowie rządów zastanawiają się nad cięciami podatków, jakimi obciążone są paliwa, ropa zaczęła tanieć.
W piątek jej ceny spadły do 126 dol. za baryłkę. To nadal dużo, ale coraz mniej wiarygodne stają się prognozy, że oto lada dzień przekroczony zostanie pułap 140, a potem 150 dol. za baryłkę. Kolejne kraje przewidują znaczący spadek popytu. Odbije się to na rynku, zwłaszcza po ograniczeniu zapotrzebowania na paliwa w USA.
Nie jest to jednak pełny obraz, ponieważ spadek cen ropy jest również związany z umocnieniem dolara. Fundusze mniej chętnie kupują ten surowiec także dlatego, że amerykańska Commodity Futures Trading Comission oznajmiła, iż będzie bacznie się przyglądać sytuacji na rynkach paliwowych.
Silniejszy dolar nie spowodował jednak spadków cen metali strategicznych. Tona miedzi w transakcjach trzymiesięcznych kosztowała w piątek 7965 dol., o 75 dol. więcej niż na czwartkowym zamknięciu. I należy oczekiwać, że w najbliższym czasie miedź będzie drożała, ponieważ na rynku jest wyraźny deficyt tego metalu. – Gdyby miało dojść do spadków, to będą one bardzo krótkotrwałe – uważa Gayle Berry, analityczka rynku metali w Barclays Capital. Jej zdaniem podobnie jest z aluminium, którego ceny mają silne wsparcie. Chodzi o znaczne podwyżki cen energii dla chińskich hut, co przełoży się na koszty produkcji aluminium. W piątek za tonę tego metalu w transakcjach trzymiesięcznych płacono 2,923 tys. dol.
Zupełnie inna sytuacja panuje na rynku cyny. Notowania tego metalu spadły aż o 18 proc. od rekordu z 15 maja. Dzisiaj za tonę cyny płaci się już "tylko" 19,95 tys. dol., a inwestorzy nadal chcą realizować zyski. Tak jest zawsze, kiedy dochodzi do gwałtownego wzrostu cen, którego nie uzasadniają żadne czynniki rynkowe. Dlatego w najbliższym czasie trzeba się liczyć z dużymi wahaniami notowań cyny. Znacznie większymi niż miedzi czy aluminium.