– Już w marcu przyszłego roku tempo wzrostu cen produkcji spadnie. Prognozujemy niewielką deflację w cenach produkcji (PPI) pod koniec pierwszego kwartału – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku SA. Jego zdaniem stanie się tak z powodu wzrostu wartości złotego, malejących jednostkowych kosztów pracy oraz stabilizacji cen surowców poniżej tych z początku 2008 roku. Wpływ ma także wysoki udział towarów i usług sprzedanych za granicą w całości produkcji.
Z szacunków ekonomistów banku wynika, że tak jak teraz wysoką inflację PPI (4 proc. w czerwcu) ciągną w górę ceny produkcji sprzedanej na eksport (11 proc.), tak spadek najpierw dynamiki tych cen, a potem rzeczywista deflacja zepchną PPI poniżej zera. – Zakładamy stopniowe umocnienie się złotego do 4,15 za euro pod koniec tego roku – szacuje Borowski. Przyznaje, że słabością prognozy mogą być ceny surowców, które zaczną rosnąć szybciej, niż to przewidują szacunki, czyli wcześniej niż w połowie przyszłego roku.
– Jeśli ta prognoza miałaby się sprawdzić, to oznacza gwałtowny spadek PPI miesiąc po miesiącu, a to wydaje się mało prawdopodobne – zauważa Maria Drozdowicz-Bieć z SGH.
Wątpliwości ma też Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z PKPP Lewiatan: – Trudno wyobrazić sobie, że eksporterzy nie dość, że straciliby rentowność z powodu wzmocnienia złotego, to jeszcze mieliby ograniczać marże. Nie wytrzymaliby tego.
Obie ekonomistki zgadzają się z tym, że zmiany PPI powinny być coraz mniejsze, podobnie jak jednostkowe koszty pracy. Ale ich zdaniem nie dojdzie do deflacji. Przyznają jednak, że wciąż nierozwiązanym problemem jest zabezpieczenie się firm przed wysokimi różnicami kursu walut.