Filia EADS ocenia światowy popyt w latach 2009-29 na 25 tysięcy nowych samolotów o łącznej wartości 3,1 bln dolarów, w poprzedniej prognozie na lata 2007-27 wymieniała liczbę 24 262 maszyn. Amerykański konkurent Boeing przewidywał w czerwcu, że w ciągu 20 lat do 2028 r. świat zamówi 29 tysięcy samolotów o wartości 3,2 bln dolarów. Czynnikami wzrostu będą ekspansja tanich przewoźników i wymiana wysłużonych maszyn.
-Poprawiliśmy lekko naszą prognozę — wyjaśnił Laurent Rouaud, odpowiadający w Airbusie za strategię produktów — bo sądzimy, że przewoźnicy odczuli skutki drogiej ropy i będą bardziej skłonni kupować maszyn z nowoczesnymi silnikami, oszczędniejszymi w eksploatacji.
Szef działu handlowego Airbusa, John Leahy zastrzegł jednak na spotkaniu z prasą, że jego zdaniem najbliższa zima będzie ciężka dla linii lotniczych, które mogą rezygnować z kupna albo odraczać odbiór zamówionych samolotów. Wynika to z tego, że nie zarobiły latem dostatecznie dużo, aby mogły pozwolić sobie na inwestowanie w nowy sprzęt. Leahy jest jednak przekonany, że w 2010 r. Airbus utrzyma tegoroczny poziom dostaw, który nie powinien zmienić się wobec 2008 r. (około 480 sztuk).
W przedziale 20 lat Airbus zakłada jednak roczny wzrost przewozów pasażerów o 4,7 proc. i frachtu o 5,2 proc. Teraz jest w dobrej sytuacji rynkowej, bo przejął 64 proc. zamówień netto wobec 36 proc. Boeinga. Amerykanie mają problemy z B787 Dreamliner, część linii zrezygnowała z tego samolotu spóźnionego o ponad 2 lata. W przyszłości udziały rynkowe pary największych producentów wyrównają się do 50:50.
Airbus nie obawia się konkurencji Rosji czy Chin, które przygotowują sprzedaż samolotów ponad 100-miejscowych. Siłą napędową wzrostu popytu będą Azja-Pacyfik i wszystkie wschodzące rynki. Leahy wymienił zwłaszcza Chiny i Indie. Liberalizacja transportu lotniczego otworzy drogę tanim przewoźnikom, a dzięki pojawieniu się klasy średniej transport lotniczy „wystrzeli” w Azji.