Zarząd drugiej co do wielkości firmy paliwowej w Polsce ma poważny problem kadrowy. Już w styczniu może się okazać, że będzie zmuszony rozpocząć poszukiwania nowych prezesów w najbardziej znaczących spółkach grupy. Powodem są problemy ze zmianą warunków umów o pracę osób kierujących tymi spółkami.
Zostali oni bowiem objęci ustawą kominową, która ogranicza wynagrodzenia kadry menedżerskiej w spółkach ze znaczącym (ponad 50-proc.) udziałem Skarbu Państwa. Do niedawna prezesi firm córek gdańskiego koncernu byli poza działaniem kominówki, ponieważ państwo miało bezpośrednio w grupie tylko 6,9 proc. udziałów. W lipcu kontrolowana przez SP Nafta Polska przekazała mu 51,9 proc. udziałów w Lotosie i skarb stał się dominującym akcjonariuszem. – Ustawa kominowa stworzyła poważny problem w spółkach córkach – przyznaje Paweł Olechnowicz, szef firmy. – Prezesi znaczących spółek nie przyjęli zmiany systemu wynagrodzeń.
Jak się dowiedzieliśmy, tylko kilka osób z kilkunastu kierujących firmami zależnymi zaakceptowało nowe warunki wynagrodzeń. Władze gdańskiej grupy nie ujawniają, ile wyniosą obniżki wynagrodzeń menedżerów, ale z naszych informacji wynika, że dla niektórych będzie to redukcja o połowę i więcej. – Ci ludzie pobierali rynkowe, ale niewygórowane, wynagrodzenia – mówi Paweł Olechnowicz. – Dla nich policzkiem jest obniżenie płac, zwłaszcza wobec pozytywnej oceny ich pracy.
Zgodnie z ustawą kominową dla szefów spółek zależnych limit płac został ograniczony do czterokrotności przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w czwartym kwartale poprzedniego roku, czyli 13,3 tys. zł miesięcznie.
Prezes Olechnowicz musi znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji do końca stycznia, bo wtedy kończy się ważność obowiązujących umów. Na liście spółek Lotosu, których szefów czekają obniżki płac, są obracające nawet miliardami i setkami milionów złotych rocznie.