Swoją zgodę na eksploatację gmina uzależnia od zapewnienia przez kopalnię ochrony przeciwpowodziowej w Przyszowicach. Sołectwo jest zalewane przez za niskie i nieszczelne wały, ale kopalnia nie może ich naprawić, bo kilku gierałtowiczan odmawia sprzedaży działek przy potoku. Tłumaczą, że kopalnia chce kupić ich ziemię za bezcen a grunt jest wiele wart z powodu bliskości węzła autostrad w Sośnicy. Kilka dni temu gierałtowiczanie, którzy ucierpieli podczas ostatniej powodzi, założyli stowarzyszenie poszkodowanych przez kopalnie.

Zapowiedzieli, że zaprotestują podczas obrad przedstawicieli samorządu, Kompanii Węglowej (do niej należy kopalnia Sośnica-Makoszowy), Urzędu Wojewódzkiego, Wyższego Urzędu Górniczego, którzy w środę zjechali do Knurowa, żeby poszukać rozwiązania konfliktu. Tyle, że zamiast mieszkańców pojawili się górniczy związkowcy.

Kim więc są przeciwnicy eksploatacji w Gierałtowicach? Górnicy: - To grupa cwaniaków, wśród nich prym wiedzie jeden z radnych. Prywatę kładą nad wspólny interes i wyczuli, że można oskubać kopalnie, a gmina po cichu ich wspiera. Zamiast pozbyć się działek, wolą kasować po kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie za "zalane uprawy". Oficjalnie ich ziemia jest rolna, ale nikt w gminie nie potrafi wytłumaczyć, jak to się dzieje, że powstają na niej domy?! Żądali 150 zł, a teraz już 300 zł za metr kwadratowy gruntu - pikietujący są wyraźnie poirytowani. Z pracy na wałach podczas powodzi zapamiętali dobrze jednego z przeciwników - radnego, który w deszczu zamiast wspierać górników, gdy umacniali wały, obrażał ich podobno wyzwiskami. Radny jest jednym z najbogatszych przedsiębiorców rolniczych w gminie i - zdaniem górników - buntuje mieszkańców przeciw kopalni.

Obrady zespołu porozumiewawczego były zamknięte. - To trzydzieste spotkanie zespołu potwierdziło, że w relacjach gmina-Kompania Węglowa-kopalnie-urząd górniczy istnieje konstruktywna, roztropna współpraca. W przezwyciężaniu wielu problemów posuwamy się do przodu. Natomiast tam, gdzie napotykamy na opór prywatnych właścicieli działek, blokujących pewne prace, a przy tym nieskorych do zmiany swojego stanowiska zespół nie ma instrumentów, by móc wpłynąć na zmianę ich postawy. Albo więc osiągniemy kompromis, sięgając do możliwości, jakie niesie Kodeks cywilny, albo będą musiały zostać zmienione projekty dokumentacji eksploatacyjnej - mówi Marek Uszko, wiceprezes Kompanii Węglowej.