Tylko jeden lekko obity mini wyprodukowany w 1974 roku jeździ po terenie Targów Motoryzacyjnych w Frankfurcie z tradycyjnym benzynowym silnikiem. Reszta to hybrydy. Ale przede wszystkim auta z napędem elektrycznym.
Zupełnie inaczej słychać w takim pojeździe muzykę, a jedynym hałasem jest chrzęst opon. Bo luksus jeździ cicho.
Żeby przejechać się największą nowością bawarskiego koncernu – BMW i3 – czyli autem, które miało światową premierę tego lata jednocześnie w Londynie i Pekinie, trzeba ustawić się w długiej kolejce. Ulrich Kranz, wiceprezes BMW odpowiadający za segment aut elektrycznych, nie ukrywa, że to nie koniec ekspansji koncernu w tym segmencie. – Mamy i8, mamy i3. To pokazuje, że między tymi autami jest ogromna rozpiętość, którą trzeba będzie czymś wypełnić – mówi. Kiedy? Nie wiadomo. Nad projektem aut elektrycznych pracuje w BMW od 2006 roku. Wszystkie koncerny, które zdecydowały się wejść w ten segment, mają wsparcie ze strony władz niemieckich, czyli w kraju o największym rynku motoryzacyjnym w Europie. – Kanclerz Angela Merkel powiedziała, że w 2020 roku chce mieć w Niemczech milion aut z takim napędem. To dla nas ważne – dodaje Ulrich Kranz.
140 tys. zł ma kosztować na polskim rynku BMW i3, który wejdzie do sprzedaży od listopada 2013 r.
Na razie jednak w Niemczech jest bardzo trudno. To dlatego Opel zdecydował się na tym rynku na obniżkę ceny modelu Ampera o 17 procent, czyli o 7,6 tys. euro do 38 tys. To nadal o ok. 7 tys. więcej niż nieco mniejszy elektryczny Nissan Leaf. BMW i3 zaś, który wejdzie w Polsce do sprzedaży od listopada 2013 r., ma kosztować na polskim rynku 140 tys. złotych.