Pandemiczne straty ekstraklasy. Idą w dziesiątki milionów

W klubach piłkarskiej elity wciąż trwa szacowanie strat wywołanych pandemią koronawirusa. Będą one duże, liczone w dziesiątkach milionów złotych.

Aktualizacja: 02.02.2021 06:21 Publikacja: 01.02.2021 21:00

Rewelacja sezonu Ekstraklasy Raków Częstochowa świetnie radzi sobie nie tylko sportowo, ale też fina

Rewelacja sezonu Ekstraklasy Raków Częstochowa świetnie radzi sobie nie tylko sportowo, ale też finansowo. Na zdjęciu, walczą o piłkę: Adrian Benedyczak (Pogoń Szczecin, z lewej) i Kamil Piątkowski (Raków Częstochowa).

Foto: REPORTER/east news, Tomasz Kudala Tomasz Kudala

Wybuch pandemii mocno uderzył w kluby piłkarskie. Szczególnie odczuły całą sytuację te, na których meczach jest zazwyczaj sporo kibiców, czyli m.in. Legia Warszawa, Lech Poznań czy Wisła Kraków. – Brak przychodów, chociażby z dnia meczowego czy ze sprzedaży karnetów i biletów, w znaczący sposób wpłynął na funkcjonowanie klubu i zmusił do znacznych modyfikacji założeń budżetowych – przyznaje Karolina Biedrzycka, rzeczniczka Wisły Kraków.

Czytaj także: Niewykorzystany potencjał polskiej Ekstraklasy

Szukanie oszczędności

Utrata wpływów z tzw. dnia meczowego, który obok pieniędzy z transmisji telewizyjnych oraz umów sponsorskich jest jednym z trzech głównych źródeł dochodów klubów Ekstraklasy, skutkowała zdecydowanymi działaniami.

Już 27 marca 2020 r. Rada Nadzorcza Ekstraklasy SA, na wniosek wszystkich klubów, podjęła uchwałę „o zasadach ograniczania wynagrodzenia zawodników w związku z nadzwyczajnymi okolicznościami w kraju spowodowanymi przez pandemię koronawirusa". Kluby zostały uprawnione do obniżenia wynagrodzenia piłkarzy o 50 proc. W grupie klubów, które jako pierwsze zredukowały o połowę wynagrodzenia, były Wisła Kraków, Wisła Płock, Lech Poznań, Jagiellonia Białystok i ŁKS Łódź.

Nie wszyscy chcieli się zgodzić na tak drastyczne cięcia. Szczególnie dotyczyło to zagranicznych zawodników. – Ich kontrakty podlegają FIFA, a więc innym sądom. Ich sprawy byłyby rozpatrywane inaczej. Trzeba też jednak powiedzieć, że oni najbardziej w całej sytuacji dostali po tyłku. Przez cały pierwszy lockdown byli na miejscu, pozamykani w mieszkaniach, często bez najbliższych. Kluby nie pozwalały im na wyjazdy, bo bały się potem przymusowej kwarantanny – wspomina Szymon Matuszek, doświadczony ligowy zawodnik, obecnie kapitan walczącej o awans do Ekstraklasy Miedzi Legnica. – Z nami, zawodnikami krajowymi, była inna sprawa. My podlegamy PZPN i UEFA. Myśleliśmy o dobru klubu, w którym się grało. A dla przyjezdnych to kolejny przystanek i pracodawca, do którego nie jedzie się, jak w Hiszpanii, dla warunków życia, ale po pieniądze i żeby się wybić indywidualnie. A tutaj trafili na okres, że nie dość, że nie można tego osiągnąć, to jeszcze zabiera im się pieniądze. Trzeba na to spojrzeć z innej perspektywy – dodaje Matuszek.

Było z czego ciąć, bo na zarobki w najwyższej klasie rozgrywkowej piłkarze nie mogą narzekać. Najlepiej zarabiający Artur Jędrzejczyk, obrońca mistrza Polski Legii Warszawa, co miesiąc otrzymuje 200 tys. zł.

W różnych klubach te negocjacje różnie wyglądały i różnie się kończyły. Kapitan Cracovii Janusz Gol nie zgodził się na renegocjację kontraktu i obniżkę pensji. W sierpniu zeszłego roku pożegnał się z krakowskim klubem.

– U nas nie było takich problemów. Rozmawiałem z radą drużyny, która składała się i z zawodników krajowych, i z zawodników zagranicznych. Tak samo dobrze rozmawiało się z jednymi i z drugimi. Wszyscy wiedzieliśmy, że sytuacja jest trudna. A z drugiej strony to był akurat nasz sezon po awansie, piłkarze chcieli się pokazać, zaprezentować, a to, co im tłumaczyliśmy, jeśli idzie o obniżkę kontraktów, oparte było na realnych przesłankach, a nie jakichś wymyślonych opowieściach. Był wzajemny szacunek z jednej i drugiej strony – przekonuje Wojciech Cygan, prezes Rakowa Częstochowa i członek zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej.

W trudnym momencie pomocną dłoń do klubów i licznych piłkarskich akademii wyciągnął najbogatszy polski związek sportowy, jakim jest PZPN: jeszcze w marcu zaoferował pakiet pomocowy o wartości 116 mln zł.

– Trzeba wspomnieć o bardzo dobrej postawie Ekstraklasy, która pomagała, jak mogła. Podobnie PZPN, który przygotował program pomocy. Na uwagę zasługuje też postawa piłkarzy i sztabów szkoleniowych, myślę tutaj o gremialnej akcji obniżania wynagrodzeń. Pokazaliśmy, jako środowisko, że w trudnych czasach jesteśmy w stanie się „spiąć" i solidarnie pomyśleć o tym, żeby walczyć o to, aby kluby nie upadały – mówi Cygan.

Raków, któremu prezesuje, przez wybuch pandemii wiele jednak nie stracił finansowo. Właścicielem klubu z Częstochowy jest Michał Świerczewski, twórca prężnie działającej firmy x-kom. Raków, w przeciwieństwie do wielu ekstraklasowych klubów, mimo pandemii radzi sobie i finansowo i sportowo więcej niż dobrze.

– Jeśli chodzi o pandemię, to pamiętajmy o specyfice naszego klubu. Raków nie rozgrywa meczów u siebie, gramy w Bełchatowie. To ma swoje odbicie zarówno w kosztach organizacji meczów, jak i przychodach dnia meczowego. Jeśli zaś chodzi o sponsorów, to nie zanotowaliśmy jakiegoś tąpnięcia, choć spadek na pewno nastąpił. Kilka umów sponsorskich z Klubu Biznesu zostało zawieszonych na czas pandemii, niektórzy sponsorzy na koniec sezonu podziękowali z obietnicą powrotu w „normalnych czasach", natomiast nie było jakiegoś masowego odpływu sponsorów – tłumaczy nam prezes Cygan.

Czy w takim razie kluby, jak Raków, które mają swojego sponsora i nie są, jak znacząca część ekip z Ekstraklasy, na garnuszku miast czy innych podmiotów publicznych, lepiej radzą sobie w pandemicznej rzeczywistości? – Czy lepiej? Mam wrażenie, że tak, bo może są lepiej przygotowane do innego modelu zarządzania pieniądzem, bardziej opartego na biznesie, a więc na pewnym ryzyku. W przypadku podmiotów opartych na pieniądzach publicznych mniej myśli się o ryzyku, bo wszystko jest oparte na pewnych zależnościach natury – nazwijmy to – politycznej. Nie jest się aż tak związanym z rynkiem i sytuacją ekonomiczną, która na nim panuje – mówi prezes częstochowskiego klubu.

Ratują się transferami

Wisła Kraków zdecydowała się poszukać pieniędzy poprzez emisję akcji. – Przyjęte przez nas rozwiązanie finansowania pomostowego, czyli emisja akcji, w pewnym stopniu pozwoliło na pokrycie bieżących wydatków, a sprzedaż wirtualnych biletów to z kolei minimalny element wspomagający. Warto zaznaczyć, że Wisła – w przeciwieństwie do większości innych polskich klubów – w pełni opiera swoją działalność na środkach pozyskanych na zasadach komercyjnych, co jest istotnie trudniejsze w czasach pandemii. Patrząc pod kątem funkcjonowania klubu, z niecierpliwością czekamy na powrót kibiców na trybuny, także ze względów czysto sportowych, bo nie od dziś wiadomo, jak wielką rolę odgrywają fani, którzy współtworzą widowisko piłkarskie – mówi Karolina Biedrzycka.

W Górniku Zabrze zrobiono szczegółowe wyliczenie strat w pandemicznym 2020 r. – W naszym wypadku to kwota 9 mln zł w porównaniu z poprzednim rokiem. To strata do listopada, a jest jeszcze do zbilansowania grudzień – tłumaczy prezes górniczego klubu Dariusz Czernik. Realna strata może więc sięgnąć 9,5 mln zł. Górnik, jak Legia, Lech czy Wisła Kraków, sporo zarabiał na dniach meczowych, mając zwykle wysoką frekwencję na Stadionie im. Ernesta Pohla. W 2020 r. to się skończyło. Jak w takim razie klub, którego właścicielem jest miasto, rekompensuje te straty?

– To już wyższa szkoła jazdy. Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zrekompensować. Mamy jakieś swoje oszczędności, gdzieś tniemy. To skomplikowana materia. 2020 r., zamkniemy na minusie, ale wszystkie wymagane płatności regulujemy, pensje są wypłacane na bieżąco, a jak jest jakiś problem, to się dogadujemy. Nie grozi nam totalny zator, ale na pewno łatwo nie jest – podkreśla prezes Czernik.

Takie kluby jak Górnik ratują po części transfery najlepszych zawodników. – Każdy planuje jakieś kwoty z transferów. I ci wielcy, jak Real czy Juventus, w ten sposób również działają, oczywiście jest to inny poziom, ale nie ma klubu, który by w budżecie nie uwzględniał kwot za transfery. Tutaj wszystko jest płynne, bo raz się sprzeda kogoś drożej, a raz nie – mówi prezes Górnika.

Wsparcie samorządów

W 2019 r. przychody klubów najwyższej klasy rozgrywkowej, według badania Deloitte, wyniosły 572,3 mln zł. Z tego prawie połowa pochodziła ze źródeł komercyjnych. Swoje dokładają do puli samorządy. Z wyliczeń „Rzeczpospolitej" wynika, że w 2019 r. dołożyły one do działania klubów prawie 82 mln zł brutto.

W 2019 r. na największe wsparcie mógł liczyć Śląsk Wrocław. Od miasta dostał ponad 13 mln zł netto. Warto dodać, że Wrocław już od kilku lat jest w czołówce samorządów pod względem wsparcia finansowego dla Śląska. Czy pandemia zmieniła podejście miasta do finansowania klubu?

– Subwencje miejskie dla poszczególnych klubów pozostały niezmienione. Gdy chodzi o piłkarski Śląsk, mowa o kwocie 13 mln zł. Przypominam, że miasto jest właścicielem klubu i bardzo nam zależy, by pozostał on marką – mówi Wojciech Koerber z wydziału komunikacji społecznej w Urzędzie Miejskim Wrocławia.

Przedstawiciele miasta od dłuższego czasu nie ukrywają natomiast, że chcieliby, aby Śląsk w większym stopniu był finansowany z pieniędzy prywatnych. – Czy i kiedy Śląsk trafi w prywatne ręce? To zależy od oferty, która znajdzie się na stole. Musi być bezpieczna i dla klubu, i dla miasta. Na razie pracujemy nad planem budowy centrum szkoleniowego z prawdziwego zdarzenia. Nie jest łatwo w takim mieście jak Wrocław znaleźć działkę, która będzie spełniać wszystkie oczekiwania i miasta, i klubu. Niemniej wydaje się, że jesteśmy dużo bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Choć to kosztowna inwestycja, dlatego wiele zależy od pozyskania środków zewnętrznych. Chcemy, aby klub ubiegał się o dofinansowanie z budżetu centralnego – wsparcie ministerialne jest kluczowe, zwłaszcza w okresie pandemii, aby myśleć o rozpoczęciu tak poważnej inwestycji – mówi Wojciech Koerber.

Jeśli chodzi o samorządowe wsparcie przeliczone na mieszkańca, niekwestionowanym liderem był Płock. W 2019 r. władze miasta wsparły Wisłę łączną kwotą 12,4 mln zł brutto (uwzględnia 5 mln zł dopłaty do kapitału), co oznacza ponad 104 zł na mieszkańca. Czy pandemia coś tu zmieniła? – Pod względem finansowania klubu nic się nie zmieniło. Umowy, które zostały podpisane w 2020 r., zakładały finansowanie Wisły Płock na poziomie z roku 2019 – odpowiedział na nasze pytanie Hubert Woźniak z UM Płocka.

Być konkurencyjnym

Szukanie prywatnych sponsorów to skomplikowany proces, szczególnie w czasach, gdy wiele firm musi przede wszystkim zapewnić finansowanie swojej bieżącej działalności. Same kluby też niechętnie dzielą się informacjami na temat tego, jakie konkretnie kwoty płyną do nich od prywatnych sponsorów. W ciemno można jednak założyć, że daleko nam do największych lig europejskich. W lidze angielskiej, hiszpańskiej, niemieckiej, włoskiej czy francuskiej (czyli w pięciu największych ligach piłkarskich) wpływy z praw telewizyjnych, dnia meczu i od innych sponsorów są tak duże, że dodatkowe wsparcie samorządów nie jest konieczne.

W przypadku polskich klubów bywa już jednak różnie. W 2019 r. na zauważalne wsparcie ze strony miasta mógł liczyć również mistrz Polski z sezonu 2018/2019 Piast Gliwice. Z miejskiej kasy otrzymał 12 mln zł brutto. Znamienny jest zresztą fakt, że Piast to klub o prawie 80-letniej tradycji, ale największe sukcesy odnosi od około dekady, czyli od czasu, gdy miasto stało się jego większościowym udziałowcem. – W 2020 r. Piast otrzymał mniejsze wsparcie niż w latach poprzednich – w sumie było to 6 mln zł (wcześniej 12 mln). Nie miało to jednak związku z pandemią, ponieważ pierwszą dotację klub otrzymał jeszcze przed jej wybuchem. Zmniejszenie wsparcia było możliwe dzięki wielu sukcesom klubu, co przełożyło się na jego sytuację finansową. Pomimo pandemii trwają treningi, są prowadzone rozgrywki i zadanie jest realizowane. Nie ma więc powodu do ograniczenia dotacji – wskazuje Łukasz Oryszczak, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic.

Nie ukrywa jednak, że w polskim modelu finansowania futbolu pieniądze samorządowe odgrywają istotną rolę. – Wiele klubów piłkarskich występujących na najwyższych poziomach rozgrywkowych w Polsce otrzymuje środki publiczne z samorządów czy spółek Skarbu Państwa. Oczywiście uważamy, że ideałem byłoby, gdyby profesjonalna piłka była w jak największym stopniu samowystarczalna finansowo. Póki co musimy jednak zachować konkurencyjność klubu. Dbamy o to, by wszystko odbywało się racjonalnie i transparentnie – dotacje są przyznawane na podstawie uchwały Rady Miasta, a informacje o ich wysokości – upubliczniane – podkreśla Oryszczak.

Wybuch pandemii mocno uderzył w kluby piłkarskie. Szczególnie odczuły całą sytuację te, na których meczach jest zazwyczaj sporo kibiców, czyli m.in. Legia Warszawa, Lech Poznań czy Wisła Kraków. – Brak przychodów, chociażby z dnia meczowego czy ze sprzedaży karnetów i biletów, w znaczący sposób wpłynął na funkcjonowanie klubu i zmusił do znacznych modyfikacji założeń budżetowych – przyznaje Karolina Biedrzycka, rzeczniczka Wisły Kraków.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Majówka, wakacje to czas złodziejskich żniw. Jak się nie dać okraść
Biznes
Poznaliśmy zwycięzców Young Design 2024! Już można zobaczyć ich projekty!
Biznes
Wada respiratorów w USA. Philips zapłaci 1,1 mld dolarów
Biznes
Pierwszy maja to święto konwalii. Przynajmniej we Francji
Biznes
Żałosne tłumaczenie Japan Tobacco; koncern wyjaśnia, dlaczego wciąż zarabia w Rosji
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił