[b][link=http://blog.rp.pl/romanski/2010/03/21/w-poszukiwaniu-biletow/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Powodem są zaległości w opłatach za dzierżawę pomieszczeń. Ale i samo PKP szuka pomysłu, dokąd przenieść handel biletami na stacjach, na których utrzymywanie okienka kasowego nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Obie firmy ciepło myślą o współpracy z jedną z sieci kolporterskich. W teorii brzmi to ciekawie. W praktyce można mieć ogromne wątpliwości co do tego projektu.
Już dziś z biletami jest poważny problem – obaj przewoźnicy, czyli PKP InterCity i Przewozy Regionalne, mają swoje taryfy, swoje rozkłady i swoje bilety. Coraz częściej nie można ich kupić w tym samym miejscu, a nawet jeśli można, to bardzo trudno pasażerom zestawić sensowne połączenie z wykorzystaniem pociągów obu firm, bo nikomu nie zależy, aby im w tym pomagać. Co więcej, pojawiają się przypadki dezinformowania i sprzedawania niewłaściwych biletów, chaos zdarza się także w dworcowych informacjach. Niełatwo jeździć w Polsce pociągami. I na pewno łatwiej nie będzie.
Jak w takiej sytuacji odnajdzie się niezależny dystrybutor, dla którego bilety będą tylko jednym z elementów oferowanego asortymentu? Zapewne tak, że na mniejszych stacjach, na których już dawno zapomniano o okienku informacji, pasażer będzie zdany na samego siebie. Trudno się spodziewać, by kioskarze uczyli się coraz bardziej skomplikowanego rozkładu jazdy naszych kolei. Nawet nie można od nich tego wymagać.
Przyszłość to prosta, ogólnodostępna sprzedaż biletów przez Internet czy biletomaty z informacją o połączeniach na dworcach. Zanim jednak do tego dojdzie, pasażerowie muszą się trochę pomęczyć. Widocznie w Polsce inaczej się nie da.