W ciągu dziesięciu miesięcy tego roku Węglokoks, największy eksporter surowca, sprzedał za granicę 8,9 mln ton węgla, co oznacza spadek o 4,7 mln ton w porównaniu z październikiem 2006 roku. Szacuje się, że w tym roku eksport nie przekroczy 10,6 mln ton. W ubiegłym był o blisko 5 mln ton wyższy i wynosił 15,3 mln ton.
Paradoksalnie ilość wyeksportowanego węgla jest odwrotnie proporcjonalna do jego ceny. Na międzynarodowych rynkach węglowych mamy do czynienia z nienotowanymi wcześniej wysokimi cenami. W portach Europy Zachodniej (określanych skrótem ARA, Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) ceny wysokiej jakości miałów energetycznych (6000 kcal/kg) przekroczyły 125 dolarów za tonę.
Najbardziej skurczył się polski eksport drogą morską, co jest zjawiskiem o tyle wytłumaczalnym, że ten rodzaj transportu jest najmniej opłacalny. Do węgla sprzedawanego za granicę morzem trzeba było wręcz dopłacać. Nieoficjalnie mówi się, że do każdej tony surowca przewiezionej statkiem sprzedający dokładał 20 zł. Eksport lądem obniżył się nieznacznie, bo o 0,6 mln ton, do 5 mln ton – najwięcej surowca trafiło do Niemiec (ponad 3,2 mln t), Czech (1,3 mln t), Austrii (ponad 1 mln t) i Słowacji (ok. 0,5 mln t).
Prezesa Węglokoksu Piotr Kozioł przewiduje, że w przyszłym roku utrzyma się korzystna dla sprzedających sytuacja na rynku węgla. Mimo to jego firma planuje utrzymanie eksportu na tegorocznym poziomie. Firma nie ma jednak wyjścia. – Spółki węglowe nie są w stanie zaspokoić popytu – tłumaczy prezes Kozioł.
Skoro Węglokoks nie będzie rozwijać eksportu, jakie ma plany na przyszły rok?