Jak zwykle w przypadku prognoz dla bardzo ważnego surowca, rozbieżność opinii jest wielka, a ich autorzy, którzy próbują podać widełki cenowe, zgadzają się w jednym: tak naprawdę ceny są nieprzewidywalne.
Znaczna większość z nich przewiduje minimalny spadek cen. Bardzo różnią się natomiast w ocenie popytu. Międzynarodowa Agencja Energetyczna mówi o wzroście popytu o 2,1 mln baryłek dziennie. OPEC twierdzi, że ten wzrost będzie mniejszy i wyniesie jedynie 1,3 mln.
Zależnie od tego, kto ma rację i ile tak naprawdę ropy będzie na rynku, za baryłkę Brenta trzeba będzie średnio zapłacić 80 – 95 dol. Jak zwykle najwyższe ceny przewiduje bardzo aktywny na rynku ropy bank inwestycyjny Goldman Sachs. Jego analitycy prognozują średnią cenę na poziomie 105 dol. za baryłkę.
Na ten rok najwyższa prognoza Goldman Sachsa to 130 dol. Główne powody to kontrolowana produkcja OPEC i napięcie na Bliskim Wschodzie. Rosnący popyt z Chin i Indii zrównoważyć ma zmniejszenie popytu w USA. Co więcej – i tutaj już zgodna jest większość analityków – aż do 2010 r. ropa ma kosztować powyżej 70 dolarów za baryłkę. Natomiast nikt już nie mówi o groźbie kolejnego kryzysu energetycznego. Chociaż nie ma się co łudzić, paliwa, a więc i wszelkie podróże, pozostaną drogie.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE), która przewiduje powolny spadek cen, uważa, że roczna średnia pozostanie na wysokim poziomie – 80 dol. za baryłkę. Trzeba jednak pamiętać, że rok temu MAE przewidywała tegoroczną średnią na poziomie 60 dol. za baryłkę. Jest to dowód, że instytucja dysponująca wszystkimi dostępnymi informacjami nie jest w stanie przewidzieć cen nawet w przybliżeniu.