W połowie czerwca Polzug otworzy we Wrocławiu zmodernizowany terminal intermodalny. Już teraz takich placówek potrzeba dużo więcej, ale w najbliższych miesiącach nikt nie zapowiada kolejnych tego typu uroczystości.
– Planujemy budowę i modernizację terminali od kilku lat. Znaleźliśmy tereny, do których jest dostęp zarówno od strony torów, jak i drogi, ale nie można ich kupić. Takie tereny są trudne do znalezienia i dlatego inwestycje się odwlekają – tłumaczy Janusz Skinder, członek zarządu firmy Polzug. – Są to poważne pieniądze. Metr kwadratowy gruntu kosztuje do 150 zł, a pod terminal potrzeba 15 ha, czyli za samą ziemię można zapłacić nawet ponad 22 mln zł. Do tego trzeba dodać wydatki na utwardzenie terenu i wyposażenie – jedna suwnica bramowa kosztuje 4 mln euro – wylicza.
Polzug przygotował pieniądze i nie wyciągał ręki po państwowe. Własne środki ma także PCC Intermodal i też nie może kupić gruntów. – Mam pieniądze, wybrane działki, ale pas kilkuset metrów kwadratowych tuż przy torach należy do PKP i zanim wszystkie spółki państwowego przewoźnika się wypowiedzą, czy jest on im potrzebny, mija wiele miesięcy – mówi Dariusz Stefański, prezes PCC Intermodal. Jego firma rok temu zapowiadała otwarcie sieci terminali, ale do tej pory, jeżeli chodzi o infrastrukturę, niewiele się zmieniło.
Prezes Stefański ocenia, że sieć terminali zbuduje dopiero w 2011 roku, a zleceń już teraz stale przybywa. – W ciągu pierwszych czterech miesięcy tego roku moja spółka przewiozła 10 300 kontenerów 40-stopowych. To o 200 procent więcej niż rok wcześniej – opowiada Dariusz Stefański. Dodaje, że kontenerowy terminal w Sławkowie już się zapchał i w tej sytuacji musi korzystać z pobliskiego terminalu PTK Holding w Gliwicach.
W ostatnich sześciu latach kolej zwiększyła dwukrotnie przewozy kontenerów, ale gdyby w kraju miała terminale przeładunkowe, wzrost byłby jeszcze szybszy.