Siim Kallas, unijny komisarz z Estonii, miał przenieść do Brukseli rodzime wzorce uczciwej administracji i przejrzystego procesu podejmowania decyzji. Po kilku latach przygotowań zdołał wczoraj powołać do życia rejestr lobbystów. Każdy z około 15 tysięcy rzeczników interesu może, ale nie musi się do niego wpisywać. – Rozwiązanie oparte na dobrowolności jest lepsze, bo wynika ze wspólnego zobowiązania zainteresowanych, którzy kładą na szali swoją reputację – przekonywał komisarz. Nie odpowiedział na apel Parlamentu Europejskiego, który w kwietniu wezwał do stworzenia międzyinstytucjonalnego obowiązkowego rejestru lobbystów. Miałby on obejmować wszystkich próbujących wpływać na unijne prawo w całym procesie jego tworzenia: od Komisji Europejskiej poprzez Parlament Europejski do Rady UE. Na razie Siim Kallas nie widzi potrzeby tworzenia listy obowiązkowej, podobnie jak nie chce wprowadzić sankcji dla tych, którzy nie będą przestrzegali dobrowolnego kodeksu postępowania.
15 tys. lobbystów pracuje w Brukseli – wynika z raportu fińskiego europosła Alexandra Stubba
Na listę będą mogli się wpisać wszyscy szukający kontaktu z urzędnikami Komisji Europejskiej, zarówno działający dla wielkich grup przemysłowych, jak i organizacji ekologicznych czy konsumenckich. Będą musieli podać, czyje interesy reprezentują, jakie są ich zadania oraz którymi dziedzinami polityki są zainteresowani. W zestawieniu powinny się także znaleźć dochody firm lobbystycznych i nazwy klientów. Nie muszą być jednak podawane nazwiska indywidualnych lobbystów, podobnie jak konkretne kwoty przekazywane przez zleceniodawców.
– Trzeba zrobić więcej, żeby opinia publiczna wiedziała, kto i w jaki sposób wpływa na proces stanowienia prawa w UE – uważa Jana Mittermaier kierująca brukselskim biurem Transparency International.
Według niej dobrowolny rejestr powinien być pierwszym krokiem w stronę lepszego kontrolowania lobbystów.