Za 119 złotych można polecieć z Warszawy do Larnaki na Cyprze. Ale tylko do końca wakacji. Wtedy mają się zacząć drastyczne cięcia, które uderzą w największy port lotniczy w Polsce. Rejsy kasują norweski Norwegian, niemiecki Germanwings, rumuński BlueAir, irlandzki Aer Lingus. Mocno ogranicza je węgierski Wizz Air.
Powód? Warszawskie Okęcie jest zbyt drogie jak na jakość świadczonych usług. A wysokich kosztów nie równoważy większa niż w portach regionalnych liczba pasażerów. I to właśnie pasażerowie stracą najbardziej. Podrożeją bilety, bo tanie linie lotnicze były dla tradycyjnych przewoźników ostrą konkurencją. Wydłuży się też czas podróży. Skorzystają za to tańsze porty regionalne w Krakowie, Wrocławiu i Gdańsku.
Norwegian zamyka bazę w stolicy i od września likwiduje osiem połączeń na południe Europy – do Alicante, Aten, Burgas, Dubrownika, Malagi, Palma de Mallorca, Splitu i Warny. Zostaje jedynie połączenie z Warszawy do Oslo. – Zamykane połączenia są w dużej mierze sezonowe. Bardziej opłaca się nam postawić samolot w Kopenhadze, gdzie jest większy ruch, a klasa lotniska o wiele wyższa – usłyszeliśmy w Norwegianie.
Ale i regularnym liniom nie pasuje Okęcie. Dubajskim Emirates bardziej opłaca się latać do Pragi – w piątek wyleciał stamtąd pierwszy samolot do Dubaju. Linia, planując uruchomienie trasy do Europy Środkowej, rozważała dwie opcje: Okęcie i praskie Rużyny. Wygrały te ostatnie, choć minimalnie droższe, ale jakość usług znacznie wyższa.
Władze Państwowych Portów Lotniczych nie widzą swojej winy w odwrocie tanich linii lotniczych. – Przez pierwszy kwartał roku liczba pasażerów rosła ok. 8 proc. miesięcznie. Gorzej było w kwietniu, po katastrofie w Smoleńsku i erupcji wulkanu na Islandii – mówi rzecznik Portów Lotniczych Kamil Wnuk.