W śląskich kopalniach pracuje ok. 107 tys. ludzi – wyliczyła „Rz" na podstawie danych ze spółek węglowych i resortu gospodarki. Z naszych obliczeń wynika, że do 2015 r. zatrudnienie w kopalniach na Śląsku może spaść poniżej 100 tys. Ale teoretycznie, bo wiele prac wykonują firmy zewnętrzne, często zatrudniające byłych górników.
Miało być mniej
Spadek zatrudnienia w górnictwie węgla kamiennego wynika zarówno z prowadzonej w latach 90. reformy, jak i ze spadku produkcji paliwa (z ówczesnych ponad 100 mln ton do ok. 75 mln ton rocznie obecnie).
Jeszcze w 2001 r. w kopalniach pracowało ok. 220 tys. osób. – Kompania Węglowa, gdy powstała w 2003 r., zatrudniała prawie 85 tys. ludzi, a teraz ok. 59,5 tys. – mówi Zbigniew Madej, rzecznik tej największej spółki węglowej w UE.
Górnicza reforma z lat 90. zakładała, że by produkcja czarnego złota była rentowna, zatrudnienie w branży w 2010 r. powinno wynieść 76,7 tys. ludzi, a w 2020 r. 54,4 tys. Choć to wielkości nie do osiągnięcia, to jednak zatrudnienie w branży spada, ale i tak nie tyle, ile by mogło. Z danych Ministerstwa Gospodarki wynika, że pod koniec maja w kopalniach pracowało 4,5 tys. osób, które miały uprawnienia emerytalne, a rok wcześniej było ich o 1 tys. mniej. Przedstawiciele spółek węglowych tłumaczą, że nikogo na siłę na emeryturę nie wyślą.
Szukają więc innych sposobów na poprawę efektywności. To programy dobrowolnych odejść (PDO), ale dla pracowników powierzchni. Z szacunków „Rz" wynika, że przerost zatrudnienia w samej administracji może wynosić ok. 30 proc.