Pogrążona w kłopotach kolebka „Solidarności" potrzebuje pilnie dofinansowania, tymczasem jej udziałowcy: należąca do Taruty spółka Gdańsk Shipyard Group (ma 75 proc. akcji) oraz Agencja Rozwoju Przemysłu (25 proc.) nie potrafią znaleźć wspólnego języka i przerzucają się odpowiedzialnością za sytuację.
– Należy podjąć jak najszybsze działania w celu dofinansowania stoczni. Ponieważ od miesięcy nie możemy doczekać się żadnych konkretnych działań od ARP, proponujemy plan, który nie wymaga od agencji żadnego zaangażowania, także finansowego – mówi Jacek Łęski, rzecznik Gdańsk Shipyard Group. – Chcielibyśmy sami zająć się sprzedażą hali K1, co zapewniłoby stoczni potrzebną gotówkę. Wiemy, że jest zainteresowanie inwestorów i do transakcji mogłoby dojść nawet w ciągu kilku tygodni. Następnie stocznia leasingowałaby halę od nabywcy np. na 10 lat – dodaje.
ARP musiałaby jednak znieść zabezpieczenie na tej nieruchomości i ustanowić je na innych działkach należących do stoczni.
Oficjalna propozycja została wysłana do ARP wczoraj wieczorem. Ukraiński inwestor liczy na otrzymanie odpowiedzi do końca tego tygodnia.
Z rzeczniczką ARP Romą Sarzyńską nie udało się nam wczoraj skontaktować. Z trójmiejskimi dziennikarzami spotkali się za to w trakcie dnia szef ARP Wojciech Dąbrowski i wiceminister skarbu Rafał Baniak. Ukraińskiemu inwestorowi zarzucono dezinformowanie rynku o sytuacji w stoczni. Z relacji lokalnych mediów wynika, że najnowsza propozycja Gdańsk Shipyard Group, dotycząca „odblokowania" hali K1, nie spotka się z ciepłym przyjęciem.