Rz: Czy nie sądzi pan, że pozostanie Wizz Aira na warszawskim lotnisku im. Chopina, skąd macie najwięcej lotów, utrudni konkurencję z Ryanairem, który lata teraz taniej, bo z Modlina?
Zacznijmy od tego, że zaczęliśmy swoje operacje w Warszawie właśnie z lotniska im. Chopina. A z Modlina lataliśmy jedynie przez 4 miesiące, do grudnia 2012. Potem, kiedy pojawiła się możliwość powrotu pod Warszawę, zbadaliśmy preferencje naszych pasażerów i nie mamy żadnych wątpliwości: oni wolą latać z Warszawy, a nie z Modlina. Do lotniska w Modlinie nadal trudno jest dojechać, a ten dojazd wcale nie jest tani, co znacznie podwyższa koszty podróży. I nawet pamiętając, że opłaty na lotnisku w Modlinie są niższe, to jeśli weźmiemy pod uwagę koszty dojazdu, nie mówiąc już o komforcie podróży, po prostu nam się to nie opłaca. Zgoda, Modlin może wydawać się tańszy, jeśli weźmiemy pod uwagę obowiązujące stawki, ale trzeba jednocześnie pamiętać, że musieliśmy wielokrotnie przekierowywać i odwoływać loty, bo to lotnisko nie funkcjonowało w złych warunkach pogodowych. Z tego powodu ponieśliśmy znaczące straty finansowe idące w miliony euro. To właśnie Modlin stał się najdroższym lotniskiem w całej naszej siatce.
Jaka jest różnica w kosztach biletu pomiędzy lotniskami Chopina i Modlinem?
Jeśli wezmę pod uwagę wszystkie nasze koszty, Modlin jest droższy. I wiem, że jesteśmy znacznie bardziej konkurencyjni, kiedy latamy z Chopina. To lotnisko jest lepsze, a port modliński był dla nas źródłem wymiernych strat finansowych.
Czy po tym, jak Ryanair przeniósł się do Modlina, czuje pan presję, żeby pójść w ślady Irlandczyków? Przecież władze lotniska im. Chopina wielokrotnie mówiły o tym, że nie chcą u siebie low-costów.