Swój protest, już ósmy w tym roku, piloci Lufthansy rozpoczęli przed południem w poniedziałek. Wzięło w nim udział 5,4 tys. z 10 tys. pilotów zatrudnionych w niemieckiej linii. Tym samym zapoczątkowali 36-godzinny paraliż na niemieckich lotniskach (protest ma potrwać do północy z wtorku na środę). A wiadomo, że przywrócenie normalnych rozkładów będzie musiało potrwać kilka dni.
Z powodu akcji protestacyjnej ucierpi przynajmniej 200 tys. pasażerów. Początkowo mieli strajkować tylko piloci maszyn latających na rejsy średniego i krótkiego zasięgu – boeingów 737 i airbusów 320 oraz embraerów. We wtorek jednak dołączą do nich piloci z rejsów długodystansowych. To może pogłębić rozkładowy chaos.
Milionowe straty
Każdy dzień strajku pilotów Lufthansy, a było ich już dziesięć, równa się bezpośredniej stracie ok. 35 mln euro dziennie. Obecne kolejne półtora dnia to dla przewoźnika z tak rozbudowaną siatką dodatkowe koszty w wysokości ok. 50 mln dol. Zyskuje konkurencja, np. polski LOT, który we wtorek będzie jedynym przewoźnikiem latającym między Niemcami i Polską. Pojemność samolotów polskiej linii jest jednak ograniczona, więc dla większości polskich pasażerów Lufthansy podróż do Niemiec bądź przez Niemcy zdecydowanie się wydłuży albo trzeba ją będzie przełożyć na inny termin. Wszystkie zmiany planów podróży, także w przypadku pasażerów posiadających bilety najtańsze, są bezpłatne.
Niemcy są już zaprawieni w organizowaniu lotów zastępczych. Co 24 godziny przewoźnik publikuje na swoich stronach internetowych (www.lh.com) aktualny rozkład lotów na kolejny dzień. I rekomenduje pasażerom sprawdzenie statusu ich lotu. Linia tłumaczyła się w komunikacie prasowym, że zarząd został zaskoczony akcją związku zawodowego pilotów Cockpit Vereinigung, a o proteście został poinformowany dopiero w ostatnią niedzielę.
Trudne negocjacje
Straty finansowe, jakie poniosła Lufthansa, to nie wszystko. Linia dotychczas znana z solidności jest już o krok od uzyskania w portalach podróżniczych statusu niesolidnego przewoźnika. Powodem są właśnie powtarzające się strajki pilotów. Ten niechlubny tytuł mają już Air France i irlandzki Aer Lingus.