To rozwiązanie na czarną godzinę. Sytuacja z finansami obu gigantów jest na tyle poważna, że władze zdecydowały się zostawić dywidendy Gazpromu i Rosneft na koncie Rosneftiegazu - spółki, która jest ich właścicielem w imieniu skarbu państwa. O decyzji dowiedziała się gazeta Wiedomosti. Państwo ma 50,23 proc. Gazpromu i 69,5 proc. Rosneftu.

Ten ostatni od dawna domaga się aż 1,5 bln rubli (20 mld dol.) z Funduszu Narodowego Dobrobytu (FND). Koncern paliwowy ma do spłacenia w tym roku ponad 25 mld dol.. Zarówno prezes Igor Sieczin jak i sam Rosneft są objęci sankcjami zachodu. Firma nie ma więc dostępu do finansowania w bankach Europy i Ameryki.

Takiej kwoty nie pożyczy też w Rosji, gdzie system bankowy ma swoje duże kłopoty. Może więc liczyć tylko na pomoc większościowego właściciela czyli skarbu państwa. Jednak resort finansów nie godzi się, by Rosneft dostał pieniądze z FND, bo wtedy nie starczy ich na wsparcie innych potrzebujących.

- Idea finansowania projektów Rosneft poza środkami FND, a właśnie z Rosneftiegau pojawiła się dawno. To logiczne, że macierzysta organizacja może pomóc. Dziś i w samym Rosneftie rozumieją, że nie dostaną pieniędzy z funduszu - uzasadnił jeden z urzędników zaznajomiony z decyzjami rządu.

Pieniędzy potrzebuje też objęty sankcjami Gazprom, na dwa zagraniczne projekty inwestycyjne - gazociąg Siła Syberii do Chin i projekt Turecki Potok, który zastąpił South Stream. Gazociąg do Chin wraz z pracami na złożu, które ma go zasilać to koszt 55-70 mld dol. Gazowy koncern już ograniczył wydatki w krajowe projekty oraz wydatki socjalne.