Był tym szefem akurat wtedy, gdy miały miejsce najbardziej, nazwijmy to, kontrowersyjne wydarzenia bankowości, na czele z podarowaniem nomenklaturowemu BIGowi znacznie od niego zasobniej- szego Banku Gdańskiego.
Gdy miały miejsce wszystkie owe sprawy, które PiS wielokrotnie ogłaszał straszliwym skandalem, nomenklaturowym rozkradzeniem tudzież wyprzedażą polskiego majątku.
Gdy miały miejsce sprawy, które PiS obiecywał, a nawet (niezbyt udolnie, ale jednak) próbował wyjaśnić oraz rozliczyć za pomocą sejmowej komisji śledczej.
I tego to właśnie profesora Kozińskiego czyni swym zastępcą Sławomir Skrzypek, prezes NBP, powołany na to stanowisko wyłącznie z racji zaufania, jakim darzą go bracia Kaczyńscy. Nie potrafię odczytać, jaką grę i z kim prowadzą tutaj polityczni promotorzy Skrzypka (bo o samodzielne podjęcie tak egzotycznej decyzji personalnej jakoś go nie podejrzewam), ale nie ulega dla mnie kwestii, że PiS przekroczył tu granicę już nie tylko politycznego cynizmu, ale zwykłej śmieszności.
Czy naprawdę dwa lata walki z układem rękami Kaczmarków i Kornatowskich niczego Kaczyńskiego nie nauczyły? Nominacja Kozińskiego pokazuje, że nawet sam Leszek Miller mógłby w pogmatwanych rozgrywkach PiS liczyć na rekomendację na wysoki urząd. Oczywiście, gdyby nie stał się był zwolennikiem podatku liniowego.