Trenera Saganowskiego jeszcze nie znamy...
To zupełnie inny dreszczyk emocji. Asystent to oczywiście nie jest pierwszy szkoleniowiec, ale jakby nie było, pomagam Aleksandarowi Vukoviciowi w prowadzeniu zespołu, jakiś tam wpływ na sytuację w drużynie mam. Gdy byłem piłkarzem, zdecydowanie mniej denerwowałem się przed meczami. Swoje robiło przyzwyczajenie do rozgrywania spotkań co weekend – przez większą część mojego życia, tak to przecież wyglądało. Natomiast teraz, pomimo tego, że trzy lata temu skończyłem karierę i zająłem się trenowaniem, to jednak wciąż nowe doświadczenie.
Dotychczas prowadził pan młodzież i rozliczany był z tego, ilu z wychowanków wejdzie do pierwszego zespołu. Teraz wymagania są inne.
W juniorach sam powtarzałem zawodnikom, że nie ma ciśnienia na wynik, wiedziałem, że najważniejszy jest indywidualny rozwój kandydatów na piłkarzy. I nagle, z dnia na dzień, to wynik stał się najważniejszy. Nie ma półśrodków, liczy się tylko pozycja w tabeli i rezultat ostatniego meczu. Po to jednak zostaje się trenerem, a moim celem jest praca z seniorami. Cieszę się, że popracuję z Vukoviciem, który do niedawna sam był asystentem, więc zna moją rolę.
W trakcie kariery współpracował pan z niezłymi trenerami, by wspomnieć Leo Beenhakkera w kadrze czy Ariego Haana w Feyenoordzie.