Mamy w Polsce ok. 420 tys. km dróg publicznych, na których remonty i budowy państwo wydało w zeszłym roku co najmniej 33,7 mld zł. Na tę kwotę składa się przede wszystkim 15,7 mld zł łącznych wydatków Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz 15 mld zł wydatków poniesionych przez samorządy – wynika z analizy „Rzeczpospolitej".
Kto wydaje najwięcej
Wśród samorządów największymi inwestorami transportowymi są wielkie aglomeracje i inne mniejsze miasta. Przykładowo w Warszawie w zeszłym roku było to 667 mln zł, w Poznaniu – 418 mln zł, a w Krakowie – 300 mln zł. To imponujące kwoty, jednak różnice w poziomie tych wydatków są ogromne, co pokazuje, że w Polsce są miejsca wyraźnie niedoinwestowane. Z analizy „Rzeczpospolitej" wynika, że w zeszłym roku mieliśmy ponad 60 gmin, przede wszystkim wiejskich, gdzie wydatki na drogi nie przekroczyły 100 tys. zł.
– Potrzeby wciąż są duże, ale nie jesteśmy w stanie im sprostać ze środków własnych – mówi Mirosława Kondracka-Najbuk, skarbnik gminy Czeremcha (woj. podlaskie), gdzie w zeszłym roku koszty utrzymania dróg wyniosły ok. 31 tys. zł (choć w 2015 r. było to 606 tys. zł). – Potrzebujemy zewnętrznych źródeł finansowania, czy to z funduszy UE, czy to np. z rządowego programu dróg lokalnych, a te nie zawsze są dostępne – wyjaśnia.
– Mamy skromny budżet, a jego większość pochłania realizacja obowiązkowych zadań, chociażby w zakresie edukacji – zauważa też Bożena Rosińska, skarbnik gminy Smołdzino (woj. pomorskie), która na drogi przeznaczyła w zeszłym roku 46 tys. zł (rok wcześniej 517 tys. zł). – Większość naszych terenów to park narodowy, nie mamy rozwiniętej przedsiębiorczości, z której płynąłby do nas strumień podatków. Wydaje się, że w podobnej sytuacji może być większość gmin, gdzie przeważają lasy, parki czy tereny rolnicze – wyjaśnia.