Włochy: Czas zastygł na wieży kościoła

Tragedia pogrążyła Włochów w żałobie, ale i zjednoczyła naród. Rząd mówi o antysejsmicznych planach.

Aktualizacja: 25.08.2016 23:02 Publikacja: 25.08.2016 18:48

Amatrice. Przetrwała jedna z wież kościoła, a na niej zegar z godziną pierwszego wstrząsu

Amatrice. Przetrwała jedna z wież kościoła, a na niej zegar z godziną pierwszego wstrząsu

Foto: Bloomberg, Alessia Pierdomenico

Piotr Kowalczuk z Rzymu

Liczba ofiar trzęsienia ziemi w środkowych Włoszech wzrosła w czwartek rano do 247. Ziemia trzęsła się nadal, dopełniając zniszczenia. O piątej zanotowano wstrząs o sile 4,5 stopnia w skali Richtera, który zadał śmiertelny cios już na wpół zawalonemu XIV-wiecznemu kościołowi św. Augustyna w Accumoli.

Podobnie było w Amatrice, gdzie jednak ostała się jedna z dwóch wież kościelnych z zegarem zastygłym o 3.36, gdy w środę doszło do pierwszego wstrząsu. Ten obrazek stał się we Włoszech symbolem katastrofy.

Zakonnica i anioł

Media opowiadają o tragediach, czynach heroicznych i cudownych ocaleniach: o babci, która własnym ciałem zasłoniła dwóch wnuczków, dzięki czemu przeżyli, o zakonnicy z ośrodka opieki w Amatrice, która powiedziała, że uratował ją anioł. Z krwi i kości. Wolontariusz z ośrodka. Wyniósł ją ranną z walącego się budynku, a potem jeszcze wrócił po dwie inne zakonnice. Kwadrans później, po następnym wstrząsie, budynek runął. O rodzicach, którzy zostawili dwoje dzieci u babci w Pescara del Tronto, po pierwszym wstrząsie ruszyli z odsieczą autem z Rzymu i własnymi rękami, z pomocą wolontariuszy, odkopali całą żywą trójkę spod gruzów.

Personel szpitala w Amatrice po pierwszym wstrząsie zdążył ewakuować wszystkich pacjentów, a na dodatek błyskawicznie zaimprowizować na łączce szpital polowy, który już kilka godzin później przyjmował pierwsze ofiary tragedii. Wszyscy uratowani mówią o wielkim sercu, odwadze i poświęceniu ratowników.

Italia mniejsza jeszcze mniejsza

Co najmniej 2,5 tys. osób zostało bez dachu nad głową. Teraz mieszkają w miasteczkach namiotowych, schroniskach, hotelach albo u rodzin i znajomych.

Jednak wielu spędziło noc w samochodach koło swoich domów, obawiając się, że na tragedii będą próbowali skorzystać rabusie-szakale, co niestety zdarzało się przedtem w Italii przy okazji klęsk żywiołowych.

Accumoli jest teraz miasteczkiem duchów. Nikt tam już nie mieszka, bo nieliczne stojące jeszcze budynki w każdej chwili grożą zawaleniem. Podobna, choć nieco mniej tragiczna sytuacja panuje w Pescaro del Tronto i Amatrice. Trzy urokliwe, średniowieczne miasteczka właściwie zostały starte z powierzchni ziemi.

Należą do tych, o których historycy sztuki mówią: „Italia mniejsza", czyli nie słynne z zabytków w całym świecie Rzym, Florencja czy Siena, lecz rozsiane po całej Italii malutkie, ale bardzo cenne perełki. Właśnie „Italia mniejsza" jest od lat mekką i rajem koneserów sztuki i architektury, poszukiwaczy i odkrywców małego, cennego i nieznanego. Na przykład w zawalonym kościele i muzeum w Amatrice były freski i obrazy Coli Filotesia, kolegi i konkurenta Rafaela.

Małe miasteczka koło Rieti, gdzie teraz mieszkają niemal wyłącznie ludzie starsi, ożywają tylko latem, gdy przyjeżdżają rodziny i turyści. Na letnisko albo na słynny doroczny gastronomiczny festiwal do Amatrice. Amatorzy kuchni all'amatriciana stanęli w hotelu Roma, który runął.

Co uderza, to panujący teraz we Włoszech budujący duch solidarności. Szef ochrony cywilnej mówił o tysiącach zgłaszających się ochotników, których musiał odesłać do domu, bo już więcej ratowników i pomocników nie potrzeba. Poza tym Włosi bardzo hojnie odpowiadają na apele o pomoc finansową.

A w czwartek prawicowy dziennik „Il Giornale", ideologicznie i emocjonalnie wprost wrogi lewicowemu rządowi i premierowi Renziemu, wyszedł z ogromnym tytułem na pierwszej stronie: „Naprzód, Włosi! Naprzód, Renzi!". W artykule redakcyjnym naczelny apelował: „Dziś nie czas na kłótnie. Musimy być zjednoczeni. Wspierajcie rząd i Renziego".

Pomyśleć o przyszłości

Ale też nieuchronnie pojawiają się pierwsze niewygodne pytania. W ciągu ostatnich 36 lat we Włoszech, najbardziej sejsmicznym miejscu na świecie obok Grecji, Japonii i Kalifornii, zanotowano siedem trzęsień ziemi ze skutkami śmiertelnymi. Zginęło ponad 4 tysiące osób.

W ostatnim, siedem lat temu w L'Aquili, zaledwie 40 kilometrów od Amatrice, ponad 300. Mimo to do dziś nie zorganizowano we Włoszech spisu i przeglądu budynków pod względem bezpieczeństwa sejsmicznego.

Jak powiedział burmistrz tak tragicznie doświadczonej L'Aquili, samochody, które nie spełniają wymogów przeglądu technicznego, nie mają prawa wyjechać na drogę. I pytał: Czemu podobnego egzaminu nie przechodzą budynki w kraju, w którym co kilkanaście lat dochodzi do trzęsień ziemi? Czemu zezwala się ludziom mieszkać w budynkach, które walą się jak domki z kart, gdy zadrży ziemia? Tym bardziej że w ciągu ostatnich 50 lat trzęsienia ziemi kosztowały Italię równowartość dzisiejszych 150 miliardów euro. Ponoć tylko część tej sumy wystarczyłaby, by uniknąć sporej części ofiar i ogromnych strat materialnych.

Minister infrastruktury Graziano Del Rio zapewnił, że rząd ma już opracowany ogromny plan przeglądu i i sejsmicznego zabezpieczenia budynków i niebawem przystąpi do wdrażania go w życie. Na pierwszy ogień pójdą budynki publiczne, a prywatni właściciele nieruchomości, by je odpowiednio zabezpieczyć, mają otrzymać pomoc i ulgi podatkowe. Eksperci wskazują, że to konieczność, ale przestrzegają, że realizacja planu zabierze co najmniej kilkanaście lat.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 779
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 778
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 777