"Dziś przybyło do Paryża kilkaset, kilka tysięcy bandytów, by walczyć z policją, symbolami państwa, z własnością prywatną i z demokracją. To niedopuszczalne" - powiedział szef francuskiego rządu. Philippe podkreślił, że te akty wandalizmu nie są dziełem protestujących, ale "bandytów, szabrowników, podżegaczy i przestępców". 

By wyrazić wsparcie dla funkcjonariuszy pilnujących bezpieczeństwa podczas manifestacji, premier odwiedził posterunek policji w ósmej dzielnicy Paryża. Podkreślił, że wraz z ministrem spraw wewnętrznych i sekretarzem stanu chce w ten sposób "oddać hołd siłom porządkowym za ich wyjątkowy spokój, opanowanie siły". 

Philippe zwrócił się także do osób popierających przemoc. - Myślę, że to, co dziś widzimy powinno skłonić do myślenia tych wszystkich, którzy usprawiedliwiają lub zachęcają do aktów, które potępiłem. Usprawiedliwiając je i zachęcając do nich, stają się im współwinni - podkreślił premier.  - Siła pozostaje zawsze po stronie prawa. Taki jest sens demokracji i taki jest sens Republiki - dodał Philippe.

Według informacji podanej przez władze, do godziny 14:00 w proteście w całej Francji uczestniczyło 14,5 tysiąca osób. To ponad dwa razy więcej niż tydzień temu o tej porze. Manifestowało wówczas 7 000 osób, w tym 2 800 w Paryżu. 

Od przedpołudnia w stolicy dochodziło dziś do przemocy. Pola Elizejskie stanęły w ogniu. W tym samym czasie wybuchło kilka pożarów na różnych odcinkach arterii. Strażacy interweniowali w wielu miejscach jednocześnie. Płonęły motocykle, maszyny budowlane, kioski, pojemniki na śmieci. Szabrownicy plądrowali sklepy. Paryska Prefektura Policji poinformowała, że do godziny 16:40 w stolicy Francji zatrzymano 121 osób. Według jej wstępnego bilansu na godzinę 18:30 rannych zostało 60 osób, w tym 17 funkcjonariuszy sił porządkowych, jeden strażak i 42 manifestujących.