CIA przestała rządzić w Białym Domu

Prezydent Donald Trump odwiedził siedzibę CIA w Langley, gdzie wygłosił przemówienie pod Murem Pamięci poświęconym poległym na służbie funkcjonariuszom tej organizacji.

Publikacja: 23.01.2017 15:02

Prezydent Donald Trump w siedzibie CIA w Langley

Prezydent Donald Trump w siedzibie CIA w Langley

Foto: AFP

Gdy mówił o „kłamliwych mediach" personel Agencji bił mu brawo, jednak odchodzący szef CIA John Brennan skrytykował Trumpa za „autopromocję" w miejscu świętym dla każdego funkcjonariusza. Wiele wskazuje, że relacje Trumpa z CIA mogą być burzliwe.

Na tydzień przed prezydencką inauguracją do mediów wyciekł raport wywiadowczy oskarżający Trumpa o to, że w moskiewskim hotelu zapłacił dwóm prostytutkom, by nasikały na łóżko, w którym kilka lat wcześniej spała Michelle Obama. Raport okazał się stekiem bzdur pokazującym w fatalnym świetle przede wszystkim jego autora, byłego agenta brytyjskich służb specjalnych. Bezmyślnie uwierzył on we wkrętkę bezczelnie wysmażoną przez internetowych trolli z portalu 4chan. Jeszcze bardziej bezmyślnie w ten raport uwierzyły mainstreamowe media z USA i Europy. Trump był wściekły i zasugerował, że to CIA stara się takimi wrzutkami uderzyć w jego reputację. Podczas sobotniej wizyty w siedzibie Agencji przekonywał jednak, że czuje się bezpiecznie chroniony przez profesjonalistów z CIA. Wkrótce kierownictwo nad Agencją obejmie jego nominat – kongresmen Mike Pompeo (który notabene jest nastawiony bardzo krytycznie wobec Rosji, Chin oraz islamu).

Dotychczasowy szef CIA John Brennan ma ponoć pretensje do Trumpa, że nie utrzymał go na stanowisku. No cóż, powinien mieć te pretensje głównie do siebie – wielokrotnie sugerował, że Rosja pomogła Trumpowi wygrać wybory i nie przedstawił na ten temat żadnych wiarygodnych dowodów. Poza tym Brennan jest podejrzewany o bycie... krypto muzułmaninem. W 2013 r. oskarżył go o to były agent FBI John Guandolo. Brennan miał przyjąć islam w latach 90-tych, gdy był szefem placówki CIA w Rijadzie. Zrobił to rzekomo po namowach saudyjskich książąt, z którymi się przyjaźnił. To m.in. wyjaśnia dlaczego pozwolono mu wejść do Świętych Meczetów w Mekce i Medynie, gdzie „niewierni" absolutnie nie mogą wchodzić.

Niektórzy wskazują również, że Brennan może być niezadowolony, bo CIA nie ma już swojego reprezentanta na stanowisku prezydenta USA. Oficjalnie związany z CIA był tylko jeden były prezydent: George H.W. Bush (1989-1993), który był szefem Agencji w latach 1976-77. Związki starszego Busha z CIA ciągną się zresztą głębiej w przeszłość. Są dokumenty wyraźnie wiążące go z Agencją już pod koniec lat 50-tych. Zapata Oil, firma naftowa Busha, działająca głównie w Ameryce Środkowej i na Karaibach miała zapewniać przykrywkę dla działań CIA, m.in. w ramach przygotowań do inwazji w Zatoce Świń. Niektórzy konspirolodzy dopatrują się też Busha na zdjęciach z Dallas, z dnia zabójstwa prezydenta Kennedy'ego. Miał zostać uwieczniony na fotografii zrobionej pod składnicą książek, z której oddano strzały do JFK. Były agent CIA Gene „Chip" Tatum, zaangażowany w aferę Iran-Contra (w której głównym rozgrywającym był Bush), twierdził, że odsłuchiwał nagrania rozmów osób zaangażowanych na zamach na JFK i wśród nich znalazł się również późniejszy prezydent Bush.

Silne związki z Agencją posiadał ponoć również były prezydent Bill Clinton (1993-2001). Obszernie je opisują m.in. Terry Reed i John Cummings w wydanej ćwierć wieku temu książce „Compromised: Clinton, Bush and the CIA". Skupiają się przede wszystkim na tym jak w latach 80-tych ówczesny gubernator Arkansas Bill Clinton zapewnił parasol ochrony dla przemytu narkotyków z Ameryki Środkowej do USA w ramach operacji Iran Contra. Przemyt miał się odbywać poprzez lotnisko Mena, które choć było położone na totalnym wiejskim zad...piu, to w połowie lat 80-tych przyjmowało niezwykle dużo międzynarodowych lotów i było wyposażone w sprzęt nawigacyjny najwyższej, wojskowej klasy. Wokół tej afery trup padał gęsto – naliczono kilkanaście zgonów osób, które jakoby rzekomo otarły się o tę sprawę. (Po szczegóły odsyłam do trylogii Victora Thorne'a „Hillary i Bill Clintonowie".) Związki Billa Clintona z CIA sięgały jednak ponoć do końcówki lat 60-tych. Bill został wówczas z dnia na dzień „cenionym działaczem antywojennym" i ze Strobem Tallbotem, później znanym sowietologiem i prezydenckim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, wybrał się w podróż do Moskwy. Według Victora Thorne'a w aktach CIA są ponoć dokumenty mające świadczyć o tym, że Clinton donosił Agencji na lewackich aktywistów – co w sumie stawia byłego prezydenta w nienajgorszym świetle. Związki George W. Busha (2001-2009) z CIA na pierwszy rzut oka wyglądają jedynie na rodzinne koneksje (ojciec dyrektor CIA i dziadek, który był jednym z autorów ustawy powołującej CIA), ale konspirolog Daniel Hopsicker sugerował, że połowie lat 70-tych młodszy Bush pracował dla Agencji. Świadczyć o tym ma to, że często latał wówczas do Ameryki Łacińskiej, oficjalnie po to, by kupować szklarnie z rzadkimi roślinami. Hopsicker sugeruje, że w tych jego podróżach nie chodziło o orchidee, tylko o inne, dające „większego kopa" rośliny. No cóż, dowodów na to nie ma i zapewne nie będzie.

Konspirolodzy doszukują się również związków z CIA w przypadku Baracka Obamy (2009-2017). Przemawiać mają za tym przede wszystkim liczne anomalie w życiorysie byłego prezydenta. Większość dokumentów dotyczących dzieciństwa, lat szkolnych i uniwersyteckich Obamy została wyczyszczona lub jest trzymana w zamknięciu. Świadectwo urodzenia budziło poważne wątpliwości a Obama mylił się podając swoją datę urodzin. Pierwszym miejscem zatrudnienia przyszłego prezydenta była spółka Business International Corporation, zidentyfikowana później jako firma-przykrywka CIA. W połowie lat 80-tych student Obama pojechał na pogranicze afgańsko-pakistańskie. Oficjalny cel wyprawy: polowanie. Polował tam z przyszłym p.o. prezydenta Pakistanu.

Oficjalny ojciec przyszłego prezydenta Barack Hussein Obama Sr., był kenijskim ministrem, który zginął w wypadku samochodowym, a wcześniej był obiektem zamachu. Obama Sr. był bliskim współpracownikiem Toma Mboyi, kenijskiego nacjonalisty, pracującego dla CIA. Mboya został zabity w 1969 r. przez chińskich agentów a Obama Sr. był świadkiem oskarżenia na procesie zabójców. To Mboya załatwił starszemu Obamie stypendium w USA w 1959 r. Jego program stypendialny był współorganizowany przez CIA. Agencja rekrutowała na nim swoje osobowe źródła informacji. To tam poznał on matkę przyszłego prezydenta Stanley Ann Dunham. Uczęszczała ona wówczas na kurs języka rosyjskiego na Uniwersytecie Hawajów. Ta uczelnia mocno wtedy współdziałała z CIA. Realizowano na niej m.in. eksperymenty w ramach programu kontroli umysłów MK-Ultra. Drugim mężem matki Baracka Obamy był indonezyjski pułkownik Lolo Soetero. Poznał ją również na Uniwersytecie Hawajów. Szybko ją poślubił i wrócił do kraju, nie kończąc kursu akademickiego, gdyż miał pilniejsze zadanie - przygotowywanie zamachu stanu gen. Sukarto i rzezi indonezyjskich komunistów. Płk Soetero po odejściu z wojska był łącznikiem między koncernem Mobil a prezydentem Sukharto. Ann Dunham w 1965 r., a więc wtedy gdy jej mąż wyrzynał komunistów, zaczęła pracować dla indonezyjskiego biura amerykańskiej rządowej agencji USAID.  Zatrudniona tam była m.in. z ojcem Timothy Geithnera, sekretarza skarbu za pierwszej kadencji Obamy. Wielokrotnie oskarżano tę agencję charytatywną o bycie przykrywką dla CIA. Dunham pracowała dla USAID m.in. w Tajlandii w latach '60-tych i Pakistanie w latach '80-tych.

W przypadku Donalda Trumpa i jego rodziny nie są jak na razie znane żadne poszlaki wskazujące na związki z CIA. Może właśnie dlatego nowy amerykański prezydent jest tak mocno obsmarowywany w mediach?

Gdy mówił o „kłamliwych mediach" personel Agencji bił mu brawo, jednak odchodzący szef CIA John Brennan skrytykował Trumpa za „autopromocję" w miejscu świętym dla każdego funkcjonariusza. Wiele wskazuje, że relacje Trumpa z CIA mogą być burzliwe.

Na tydzień przed prezydencką inauguracją do mediów wyciekł raport wywiadowczy oskarżający Trumpa o to, że w moskiewskim hotelu zapłacił dwóm prostytutkom, by nasikały na łóżko, w którym kilka lat wcześniej spała Michelle Obama. Raport okazał się stekiem bzdur pokazującym w fatalnym świetle przede wszystkim jego autora, byłego agenta brytyjskich służb specjalnych. Bezmyślnie uwierzył on we wkrętkę bezczelnie wysmażoną przez internetowych trolli z portalu 4chan. Jeszcze bardziej bezmyślnie w ten raport uwierzyły mainstreamowe media z USA i Europy. Trump był wściekły i zasugerował, że to CIA stara się takimi wrzutkami uderzyć w jego reputację. Podczas sobotniej wizyty w siedzibie Agencji przekonywał jednak, że czuje się bezpiecznie chroniony przez profesjonalistów z CIA. Wkrótce kierownictwo nad Agencją obejmie jego nominat – kongresmen Mike Pompeo (który notabene jest nastawiony bardzo krytycznie wobec Rosji, Chin oraz islamu).

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Najważniejsza jest idea demokracji. Także dla gospodarki
Wydarzenia Gospodarcze
Polacy szczęśliwsi – nie tylko na swoim
Materiał partnera
Dezinformacja łatwo zmienia cel
Materiał partnera
Miasta idą w kierunku inteligentnego zarządzania
Materiał partnera
Ciągle szukamy nowych rozwiązań