Rz: Sejm potrzebował zaledwie 3,5 godziny, by załatwić problem sędziów Sądu Najwyższego przeniesionych w stan spoczynku. Nowelę uchwalił bez poprawek opozycji. Cieszy pana taka szybka reakcja na ewidentny problem w SN?
Michał Laskowski: Wręcz martwi. To bardzo źle świadczy o poziomie debatowania w polskim Sejmie, a precyzyjnie rzecz ujmując, jest dowodem na brak jakiejkolwiek debaty. Tak więc nawet jeśli kierunek zmian jest słuszny, a ich efekt zasługuje na akceptację, to sposób procedowania i jego tempo oceniam bardzo negatywnie.
Czytaj także: Laskowski: sędziowie SN oddadzą odprawy. Nie chcą bogacić się na sporze
Zanim Sejm poprawił przepisy o Sądzie Najwyższym, prawnicy byli podzieleni. Część uważała, że żaden projekt nie jest potrzebny, część, że bez niego przywrócenie do orzekania sędziów przeniesionych w stan spoczynku jest niemożliwe. Pan należał do której grupy?
Do tej, która uważała, że nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym nie jest potrzebna. Moim zdaniem wystarczyło postanowienie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Z drugiej strony nie ma tragedii z tego powodu, że projekt powstał. To w pewnym sensie taki naoczny dowód na to, że rządzący wycofują się ze zmian, którymi narobili sporo kłopotu. To musi cieszyć i cieszy.