Klient jak saper, zakupy jak pole minowe

Przy wyborze żywności w sklepie powinniśmy kierować się zasadą, że im mniej jest ona przetworzona, tym lepiej.

Aktualizacja: 30.08.2020 18:15 Publikacja: 27.08.2020 17:18

Eksperci radzą, by do zakupów podchodzić z rozsądkiem

Eksperci radzą, by do zakupów podchodzić z rozsądkiem

Foto: shutterstock

Średni syn pani Eweliny jest alergikiem uczulonym m.in. na nabiał i orzechy. – Dlatego zawsze czytam, co jest w nich napisane, czy w produkcie nie ma alergenów groźnych dla syna – opowiada kobieta. Dodaje, że oczywiście ważna dla niej jest też data przydatności do spożycia. – Ale chyba na to każdy zwraca uwagę – zauważa.

Zdaniem dr. Michała Sutkowskiego, prezesa Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, to odpowiedzialne zachowanie. – Poza datą ważności skład produktu powinien być ważny dla kupujących, zwłaszcza dla osób z różnymi rodzajami alergii pokarmowych – tłumaczy lekarz.

Podkreśla, że jeśli produkt nie ma etykiety z datą ważności, ze składem to świadczy o tym, że coś z nim jest nie tak. – Ja na taką rzecz bym się nie zdecydował i innym też odradzam – mówi dr Sutkowski.

Etykiety produktów spożywczych pełne są informacji o tym, co kryją w swym składzie, jednak nadal dla większości konsumentów stanowią zagadkę. Tajemnicze E na etykietach nawiązuje do nazwy naszego kontynentu – Europy – i oznacza kod chemiczny, którym symbolicznie określany jest dany dodatek do żywności.

Za pełen wykaz dodatków E odpowiedzialny jest Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności, który pozwala dołączyć wybrane substancje do składu produktu, jeśli nie powoduje to ryzyka dla zdrowia konsumenta, nie służy wprowadzaniu klientów w błąd lub gdy zachodzi technologiczna konieczność ich użycia. – Są specjalne aplikacje i książeczki, w których można szybko sprawdzić, co które E oznacza, bo nie każdy dodatek jest problemem dla zdrowia – mówi psychodietetyczka Teresa Majewska. Radzi, by wybierać te produkty, które zawierają jak najmniej takich związków.

Sprawdzanie składu kupowanych produktów może wydawać się uciążliwe, jednak jest konieczne, bo często w (z pozoru) zdrowej żywności znajdziemy wiele chemicznych dodatków, które mogą stać się przyczyną pogorszenia naszego stanu zdrowia. Chemia w żywności w szczególności negatywnie wpływa na zdrowie dzieci, bo ich stale rosnące organizmy, zamiast otrzymywać optymalną dawkę składników odżywczych, muszą radzić sobie z konserwantami, barwnikami, zagęstnikami, emulgatorami, przeciwutleniaczami i innymi substancjami o potencjalnie szkodliwym działaniu.

Zdaniem ekspertki podczas zakupów spożywczych powinniśmy kierować się zasadą im prościej, tym lepiej. – Lepiej stawiać na żywność jak najmniej przetworzoną, a szerokim łukiem omijać żywność jakości przemysłowej, gdzie jest cała masa substancji chemicznych – tłumaczy ekspertka.

Podkreśla, że etykiety podczas zakupów są ważne, ale przede wszystkim powinniśmy opierać się na zdroworozsądkowej zasadzie: wyboru lokalnych produktów sezonowych, jak najmniej przetworzonych, a jeśli już są one konserwowane, to tylko w naturalny sposób.

– Zwykle produkty, które mają etykiety, już jakoś o przemysł się ocierają, a im większa firma, o globalnym zasięgu, tym szanse na to, że mniej jest w nim substancji odżywczych – twierdzi Teresa Majewska. Jej zdaniem jedzenie produkowane w fabrykach spełnia potrzeby producentów, a nie konsumentów, a ci potrzebują naturalnej, a nie przetworzonej żywności. A takiej jest już 80 proc. artykułów spożywczych dostępnych na rynku.

– Zdaję sobie sprawę, że produktów przetworzonych nie da się uniknąć, ale jeśli już mam wybór, to stawiam na te lokalne, mniej przetworzone, a jeśli to możliwe, to z certyfikatem bio, bo to jest produkt, któremu można zaufać – uważa psychodietetyczka. Taką żywność oferują już nie tylko sklepy ze zdrową żywnością, ale też markety czy sieci dyskontowe. Warto też wybierać produkty nie w multplikowanych opakowaniach, ale te w pojedynczych – jak ryże czy kasze, a przetwory – w słoikach, a nie puszkach.

– Owoce. Najlepsze, najpiękniejsze i najzdrowsze są w szczycie sezonu. I są wtedy najtańsze. To piękne z punktu widzenia rynku, bo rzadko się zdarza, by coś najlepszej jakości było najtańsze – zauważa ekspertka.

Jej zdaniem najlepiej kupować żywność od sprawdzonych dostawców, do których się już przyzwyczailiśmy i znamy ich produkty jako bezpieczne. – W każdym miejscu w Polsce można dostać taką żywność, więc gdy już ją znajdziemy to kontrolujmy produkty raz na jakiś czas, a wtedy wyjście do sklepu nie będzie jak chodzenie po polu minowym i szukanie tego, co jest bezpieczne, a co nie – dodaje Teresa Majewska.

Uważa, że taka nerwowość przekład się później na jedzenie, bo jak będziemy nerwowi, zbyt podejrzliwi, to gorzej będziemy trawić nawet najbardziej zdrowe jedzenie, a chodzi o to, by być spokojnym.

Psychodietetyczka zauważa też, że żywność powszechnie dostępna jest żywnością przemysłową. – Prof. Mieczysław Górny z SGGW mówił, że żywność przeciętnego Europejczyka to jest w 80 proc. żywność przetworzona przemysłowo, a dziś już nie wystarczy zalecieć stosowanie nabiału, owoców czy warzyw, a trzeba zalecić stosowanie żywności, która jest prawdziwa, a nie ją udaje. Profesor uważa, że potrzebna jest edukacja żywieniowa, bo my bez niej nie przetrwamy w XXI wieku. – Trzeba nauczyć się wybierać jedzenie, które jest z gruntu dobre, a nie przetworzone – dodaje Teresa Majewska.

Jej zdaniem warto przyglądać się składowi żywności, zwracać na to uwagę, ale z umiarem. – Jeśli będziemy wciąż analizować, ile dany produkt zawiera witamin czy mikroelementów, to możemy zabrnąć w ślepą uliczkę.

Ekspertka zwraca też uwagę na to, że Andreas Michalsen, autor książki „Zmień leczenie na jedzenie", mówi, że wielkim błędem jest sprowadzanie jedzenia do wartości odżywczych, do poszczególnych składników, bo gdy zaczynamy liczyć kalorie, cukry czy tłuszcze, to odzieramy jedzenie z kwintesencji.

Natomiast jedzenie – jak mówi Michalsen – może być rozkoszą i lekarstwem. Pod warunkiem, że jest to prawdziwe, a nie przetworzone. – Jeśli więc w sztucznej kompozycji dorzucimy do żywności różne wygenerowane związki chemiczne, to nie znaczy, że nasz organizm je wykorzysta. To, co zjemy, trafi do kanalizacji, a nie zostanie przez nas wykorzystane – podsumowuje ekspertka.

Średni syn pani Eweliny jest alergikiem uczulonym m.in. na nabiał i orzechy. – Dlatego zawsze czytam, co jest w nich napisane, czy w produkcie nie ma alergenów groźnych dla syna – opowiada kobieta. Dodaje, że oczywiście ważna dla niej jest też data przydatności do spożycia. – Ale chyba na to każdy zwraca uwagę – zauważa.

Zdaniem dr. Michała Sutkowskiego, prezesa Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, to odpowiedzialne zachowanie. – Poza datą ważności skład produktu powinien być ważny dla kupujących, zwłaszcza dla osób z różnymi rodzajami alergii pokarmowych – tłumaczy lekarz.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej