Ardanowski wraz z kilkunastoma innymi członkami Prawa i Sprawiedliwości zagłosował przeciwko nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, forsowanej przez Kaczyńskiego, a zakładającej m.in. zakaz hodowli zwierząt na futra.
Karą jest zawieszenie w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości.
W zrekonstruowanym rządzie Mateusza Morawieckiego nie znalazło się miejsce dla Ardanowskiego. Jego następcą na stanowisku ministra rolnictwa został 39-letni poseł PiS, zootechnik, Grzegorz Puda.
Dziś rano w Polsat News Ardanowski mówił, że "odejście z rządu to konsekwencja jego świadomej decyzji w związku z ustawą, której nie akceptuje zarówno on, jak i cała polska wieś".
Dodał też, że wymiana ministrów jest czymś całkowicie naturalnym, a on sam był jednym z najdłużej pełniących swój urząd ministrem rolnictwa.
Ardanowski mówił, że słowo "żal" nie jest tym, które dokładnie opisuje jego obecny stosunek do Jarosława Kaczyńskiego. - To jest złe słowo, w polityce się przychodzi i odchodzi - stwierdził.
Tłumaczył, że jest rolnikiem, który został urzędnikiem, żeby rozwiązywać problemy wsi, a głosy rolników, "którzy również ze względu na jego aktywność głosowali na PiS", są dla niego ważniejsze niż zapowiedziane kary za niesubordynację podczas głosowania, w tym usunięcie z PiS.
Były minister rolnictwa "zachodzi w głowę", jakie były motywy wprowadzenia ustawy, która nie była konsultowana ze środowiskami wiejskimi, bo przecież to głosy wsi zdecydowały o wygranej Andrzeja Dudy, a wcześniej - Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych.
- Nie wiem, jak można zrezygnować z wiernego elektoratu. Rolnicy są ludźmi nieufnymi, tak ich historia ukształtowała, ale uwierzyli PiS i mocno się zawiedli tą ustawą - mówił Ardanowski.