Zawierał on sugestie, że KPH jest głównym organizatorem marszów równości w Polsce, a zamiarem organizacji jest urzeczywistnianie szeroko pojętej prowokacji. Dowodem na to miały być nagrane z ukrytej kamery rozmowy pomiędzy wolontariuszami KPH na temat zapewnianego im z góry noclegu, transportu, a nawet wynagrodzenia. KPH zareagowała natychmiast, oskarżając TVP o manipulację polegającą na podstawieniu w rozmowie z pracownicą KPH fałszywej wolontariuszki. Jednocześnie zarząd KPH nie ukrywał, że członkowie grupy nie ponoszą kosztów związanych z podróżami na marsze równości, gdyż jest to obowiązkiem pracodawcy. Aby uwiarygodnić swoje stanowisko, przedstawił pełen kosztorys poniesionych przez KPH wydatków na uczestnictwo w marszach równości. Zaprzeczono także zarzutowi, że KPH jest organizatorem marszu, chociaż przyznano, że jej członkowie często biorą udział w przedmiotowych marszach chcąc wyrazić w ten sposób swoje poparcie dla ludzi, o których prawa niestrudzenie walczą. Następnie KPH zręcznie "odbiła piłeczkę", wzywając z kolei swojego adwersarza w trybie dostępu do informacji publicznej do ujawnienia kosztów produkcji kontrowersyjnego materiału.

TVP odmówiła, wobec czego skargę na tę decyzję skierowano do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. KPH reprezentował mec. Jakub Turski, który silnie podkreślał racje sprawiedliwościowe przemawiające za ujawnieniem przedmiotowej kwoty. Jak słusznie zauważył, telewizja publiczna jest bowiem finansowana przez podatników, w tym także przez osoby LGBT, które mają prawo wiedzieć, w jakiej wysokości ich pieniądze zostały przeznaczone na stworzenie szkalującego tę społeczność filmu.

- Rozstrzygnięcie bardzo nas cieszy. Sąd stanął po stronie jawności życia publicznego i transparentności wydatkowania środków publicznych. Zasady te stanowią fundament demokratycznego państwa prawa zgodnie z przepisami Konstytucji RP - skomentował mec. Turski.