Tomasz Terlikowski o aborcji i eugenice: Prawo do nieurodzenia się

Idee niestety nie umierają. I to nawet takie, które – zdawałoby się – dawno zostały skompromitowane przez historię i barbarzyństwo ludzkości.

Aktualizacja: 16.10.2016 06:54 Publikacja: 15.10.2016 00:01

Tomasz Terlikowski o aborcji i eugenice: Prawo do nieurodzenia się

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Tak jest choćby z eugeniką, która – w lekko zmienionej, przypudrowanej liberalnymi kosmetykami formie – powraca na demokratyczne salony.

Żeby nie było wątpliwości – tym razem nie piszę o skandalicznych wypowiedziach Hanny Bakuły. Były one na tyle żenujące, że w większości odcięli się od nich nawet polscy lewicowcy i liberałowie. Nie mam na myśli także zwolenników aborcji eugenicznej, którzy – często nawet o tym nie wiedząc – powtarzają opinie i argumenty żywcem przeniesione z nazistowskiej propagandy na rzecz akcji T4. Będzie o nowiutkim pomyśle Rady Miasta Rotterdam, która postanowiła zatroszczyć się o dzieci i ich podstawowe prawa, a w związku z tym... zaproponowała, by część kobiet przymusowo faszerować środkami antykoncepcyjnymi.

Co z dobrem dzieci ma wspólnego antykoncepcja przymusowo serwowana i – jakżeby inaczej – refundowana z budżetu miasta? Odpowiedzi dostarczył wysoki rangą urzędnik miejski Hugo De Jonge. Otóż, samorządowcom chodzi o to, by dzieci nie rodziły się w rodzinach, które nie potrafią się o nie zatroszczyć. – Do tej pory troszczyliśmy się przede wszystkim o rodziców, ale obecnie chcemy więcej uwagi poświęcić interesom dzieci – oznajmił urzędnik. Dodał, że „nienarodzenie się jest formą ochrony".

Odkrycie, faktycznie, na miarę Nobla. Dzięki takiemu rozumowaniu można uznać, że aborcja jest nie tylko podstawowym prawem kobiety, ale również dziecka. Jeśli nienarodzenie się jest formą ochrony, to dobicie chorego może być formą leczenia.

Ale, by pozostać przy istocie problemu, warto zwrócić uwagę na to, że rada miasta uznała się za instytucję odpowiednią do decydowania, kto ma prawo do prokreacji, a kto nie. Wcześniej takie same pomysły mieli Szwedzi i Norwegowie, którzy – jeszcze w latach 30. XX wieku – przyznali lokalnym urzędnikom prawo do decydowania, która z kobiet może posiadać potomstwo, a która nie. Lekarz, pastor i urzędnik samorządowy rozmawiali więc z kobietami, i gdy uznali, że któraś jest niewystarczająco rozgarnięta albo gdy na przykład na pytanie o władcę Szwecji, odpowiada, że jest nim Bóg – decydowali o przymusowej sterylizacji. Ostatnie obywatelki Szwecji wysterylizowano na podstawie tych zapisów (przeciw którym niemal nikt nie protestował, uznawano je wręcz za ostatni krzyk mody) w latach 70.

Teraz holenderscy samorządowcy chcą do nich wrócić, w nieco złagodzonej formie. I skandynawscy socjaldemokraci sprzed lat, i holenderscy samorządowcy dziś przyjmują te same założenia ideowe, zgodnie z którymi państwo ma prawo decydować o najbardziej istotnych i intymnych dla człowieka decyzjach. Ich zdaniem rolą państwa jest swoista inżynieria społeczna, w której to urzędnicy decydują, kto i jak ma żyć, a także kto i dlaczego ma nie żyć.

Oczywiście holenderska propozycja jest upudrowana rzekomymi prawami dziecka, tyle że gdy Niemcy usprawiedliwiali likwidację dzieci upośledzonych, także wiele mówili o miłosierdziu, łasce, współczuciu dla nich i dla ich najbliższych. Szwedzcy socjaldemokraci w latach 30., choć bardziej skupieni na dobru społecznym, także z chęcią odwoływali się do tego, że dziecko ma prawo do wychowywania się w dobrym środowisku.

Niezmienne jest także to, że takie hasła znajdują poklask u pewnej części liberalnego, lewicowego – ale niestety także konserwatywnego – mieszczaństwa. „Straszni mieszczanie", dobrze ułożeni, zarabiający ponad przeciętną, z czystymi i dobrze ułożonymi dziećmi, niechętnie patrzą na innych – tych źle ułożonych i niegrzecznych (o upośledzonych czy niepełnosprawnych nawet nie wspominając) i gdyby tylko mogli, najchętniej by się ich pozbyli.

Tylko polityczna poprawność sprawia, że zamiast mówić o sterylizacji niedostosowanych czy likwidacji, proponuje się jedynie przymusową antykoncepcję i ewentualnie (ale o tym na razie sza) aborcję.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Tak jest choćby z eugeniką, która – w lekko zmienionej, przypudrowanej liberalnymi kosmetykami formie – powraca na demokratyczne salony.

Żeby nie było wątpliwości – tym razem nie piszę o skandalicznych wypowiedziach Hanny Bakuły. Były one na tyle żenujące, że w większości odcięli się od nich nawet polscy lewicowcy i liberałowie. Nie mam na myśli także zwolenników aborcji eugenicznej, którzy – często nawet o tym nie wiedząc – powtarzają opinie i argumenty żywcem przeniesione z nazistowskiej propagandy na rzecz akcji T4. Będzie o nowiutkim pomyśle Rady Miasta Rotterdam, która postanowiła zatroszczyć się o dzieci i ich podstawowe prawa, a w związku z tym... zaproponowała, by część kobiet przymusowo faszerować środkami antykoncepcyjnymi.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów