Wieczór w jednej z małych warszawskich księgarni. Promocja nowej książki o genealogii. Grażyna Rychlik, autorka publikacji, siedzi na pseudoantycznej sofie, małą salkę wypełniają ludzie i ciągle przychodzą nowi, ku przerażeniu właściciela księgarni, który już nie ma gdzie dostawiać kolejnych krzeseł. – Jestem zaskoczony frekwencją – przeprasza gości. – Zazwyczaj promocje książek historycznych odbywają się w gronie czterech, pięciu osób, a atmosfera jest jak na tajnych kompletach. A tu takie tłumy...
– Uprzedzałam, że może przyjść sporo ludzi – zaznacza autorka. Cóż, genealogia jest modna i wciąż nowe osoby próbują odnaleźć tropy wiodące do ich tożsamości. To dlatego kolejne wydawnictwo, „Praktykowanie genealogii. Pieniążkowie z Jedlińska, XVIII–XIX wiek", spotka się z zainteresowaniem. Kupią je ci, którzy mają inne opracowania, np. „Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego" Małgorzaty Nowaczyk czy „Niezbędnik genealoga" Pawła Hałuszczaka, i ci, którzy dopiero zaczynają przygodę z poszukiwaniami genealogicznymi. Jeśli to ich pierwsza książka na ten temat, z pewnością dokupią inne. Każda jest niby o tym samym, jak wyśledzić przodków w pomroce dziejów, ale różnią się szczegółami. Na przykład „Poszukiwanie przodków..." dobrze wprowadza w problematykę zapisów kolejnych pokoleń (bo w listkach drzewa genealogicznego łatwo się pogubić), a „Niezbędnik..." jest przez fanów genealogii bardzo chwalony, bo zawiera słowniczki łacińskich, niemieckich i rosyjskich słów pojawiających się w polskich aktach metrykalnych. Przez nie trzeba bowiem przebrnąć, by skonstruować drzewo genealogiczne.
– To nie jest takie trudne. Akta były pisane według wzorca. Poza tym najczęściej przez wiele lat ten sam proboszcz robił wpisy, więc jest szansa przyzwyczajenia się do jego charakteru pisma – tłumaczy Barbara Sołkowicz, marketingowiec, która poszukiwania zaczęła od swej babki Teodory urodzonej w 1885 roku i jej męża Antoniego, urodzonego w 1878 roku. – Napisałam do archiwum do Radomia, że poszukuję aktu urodzenia Teodory. Podałam przypuszczalny rok urodzenia. I oni znaleźli tę metrykę! W pierwszej chwili, kiedy zobaczyłam kopię tego dokumentu, serce mi podskoczyło. Niestety, nic nie odczytałam: rosyjskie bukwy były dla mnie jak hieroglify. Drugi raz: rozpoznałam pojedyncze słowa. Kiedy trzeci i czwarty raz zerknęłam do aktu, wszystko stało się zrozumiałe. Z kolejnymi dokumentami poszło mi już znacznie łatwiej – mówi Barbara Sołkowicz.
Akta z pozostałych dwóch zaborów, pisane po niemiecku, czy wcześniejsze, łacińskie, a nawet te pisane w języku polskim, ale archaicznym, przerażają debiutantów.– To naprawdę nie jest dużą barierą. Wymaga tylko praktyki – zapewnia Grażyna Rychlik, która oprócz badania mieszczan z Jedlińska i własnej rodziny zajmuje się – na zlecenie – badaniami genealogicznymi w całej Polsce. Skąd tylu chętnych do badania swych dziejów?
Test na przodka
Ludzie chcą się czegoś dowiedzieć o losach przodków. Czasem dopowiedzieć do końca urwane historie rodzinne, bardzo często tragiczne – mówi Grażyna Rychlik. – Ktoś wyszedł z domu podczas okupacji i ślad po nim zaginął. Kogoś innego aresztowano w czasach stalinowskich. Przez lata o tych osobach niczego się nie można było dowiedzieć. Teraz są bazy danych, jest Instytut Pamięci Narodowej ze swoimi zbiorami. IPN jest też w posiadaniu elektronicznych kopii akt z archiwum Międzynarodowej Służby Poszukiwawczej w Bad Arolsen, które zgromadziło materiały m.in. dotyczące niemieckich zbrodni wojennych. Znajdują się w nim liczne informacje na temat obywateli polskich.