Czas pracy lekarzy na kontraktach

Czego oni nie zrobią dla kasy? Czego nie zrobią dla ratowania ludzkiego życia? Te dwa pytania to dwa różne komentarze internautów pod informacją o lekarce, która zmarła na czwartym z rzędu dyżurze w szpitalu w Białogardzie. Który jest prawdziwy? Oba.

Aktualizacja: 11.08.2016 22:06 Publikacja: 11.08.2016 20:50

Jolanta Ojczyk

Jolanta Ojczyk

Foto: Fotorzepa

Pięć lat temu w lipcu zmarł anestezjolog w Głubczycach w piątej dobie dyżuru. Ponad 100 godzin w pracy nie urągało prawu, bo... był zatrudniony na podstawie kilku umów cywilnoprawnych.

Rzecznik szpitala w Białogardzie nie kryje, że zmarła też prowadziła działalność gospodarczą. Lekarz na etacie może pracować do 48 godzin tygodniowo, a na kontrakcie nie ma żadnych ograniczeń. Dyrektorzy szpitali zmuszają więc ich do podpisywania zgody na dłuższą pracę i zakładania działalności. Jeśli nie obsadzą wszystkich dyżurów, placówka nie dostanie kontraktu z NFZ, a bez kontraktu nie ma pieniędzy.

Lekarze twierdzą, że albo się godzą, albo... są niemile widziani. Mogą niby powiedzieć: nie pracuję więcej, to niebezpieczne. Taki anestezjolog ma jednak świadomość, że wtedy nie będzie miał kto podać znieczulenia przed porodem czy operacją. W trudnej sytuacji są też rezydenci. Dyżurują non stop, bo z marnej pensji nie utrzymają rodziny. Jednym słowem, anestezjolodzy i rezydenci są w szachu, który rozwiązać mogą tylko działania systemowe. Bez zdecydowanych kroków nic się nie zmieni. Tak jak po tragedii w Głubczycach.

Skoro dyrektorzy szpitali, zwykle po studiach medycznych, nie potrafią wziąć odpowiedzialności za lekarzy i ich pacjentów, musi to zrobić państwo. Gdy dojdzie do bulwersującego przestępstwa, politycy natychmiast w świetle reflektorów zaostrzają kary.

Tym razem powinien tak zrobić minister zdrowia. Wystarczy, że ustawowo ograniczy czas pracy bez względu na formę zatrudnienia. Dzięki temu rozwiąże się jeszcze jeden problem. Nie wszyscy specjaliści pracują ponad miarę z konieczności czy troski o pacjentów. Wielu po prostu goni za jeszcze większymi pieniędzmi. Do 15 w publicznej przychodni, po 15 w prywatnej – bo dom, samochód, wczasy za granicą.

Reklama
Reklama

Jeśli rząd ograniczy im czas pracy, będą się musieli zdecydować, czy pracują na prywatnym czy na publicznym. A to wyjdzie na zdrowie i lekarzom, i pacjentom.

Pięć lat temu w lipcu zmarł anestezjolog w Głubczycach w piątej dobie dyżuru. Ponad 100 godzin w pracy nie urągało prawu, bo... był zatrudniony na podstawie kilku umów cywilnoprawnych.

Rzecznik szpitala w Białogardzie nie kryje, że zmarła też prowadziła działalność gospodarczą. Lekarz na etacie może pracować do 48 godzin tygodniowo, a na kontrakcie nie ma żadnych ograniczeń. Dyrektorzy szpitali zmuszają więc ich do podpisywania zgody na dłuższą pracę i zakładania działalności. Jeśli nie obsadzą wszystkich dyżurów, placówka nie dostanie kontraktu z NFZ, a bez kontraktu nie ma pieniędzy.

Reklama
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Smutny obraz Trybunału Konstytucyjnego
Opinie Prawne
Łukasz Cora: Ruch Obrony Granic ośmiesza państwo i obniża jego autorytet
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Zmarnowana szansa na jawność wynagrodzeń
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Rejterada ekipy Bodnara
Opinie Prawne
Piątkowski, Trębicki: Znachorzy próbują „leczyć” szpitale z długów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama