Zjednoczona Prawica już nie rządzi. Co prawda jest jeszcze u władzy, ale jedynie administruje. Jej rządzenie skończyło się. I nic nie wskazuje na to, by mogło zacząć się na nowo.
Oczywiście PiS i jego koalicjanci nadal mają większość w Sejmie i z ich polityków złożony jest gabinet Mateusza Morawieckiego; wciąż ich rodziny i znajomi zasiadają w spółkach Skarbu Państwa, a posłuszni im dziennikarze urządzają seanse nienawiści w mediach partyjnych, zwanych kiedyś publicznymi; nadal to Kaczyński, Gowin i Ziobro (oraz Duda) mają największy wpływ na to, co się dzieje w kraju. Ale proces rządzenia (czyli zmieniania rzeczywistości społecznej, politycznej i gospodarczej) wymknął im się z rąk, zastąpiony jedynie „administrowaniem rzeczami” oraz czerpaniem korzyści materialnych i psychologicznych z faktu pozostawania na urzędach.
Nie oznacza to, że nie mają już żadnej możliwości szkodzenia państwu, ale zostały one zminimalizowane i raczej będą w przyszłości ograniczać się do dalszego zawłaszczania państwa przez działaczy ZP oraz do wygłaszania coraz bardziej niemądrych słów i deklaracji.
Dlatego można się wciąż spodziewać zaciekłej walki o stołki, o podporządkowywanie sobie kolejnych urzędów i instytucji oraz wyrzucania z siebie bulwersujących słów. Ale to, do jakich rad zostanie jeszcze skierowana Beata Szydło, kim obsadzi się urząd RPO, co niemądrego powiedzą ministrowie Czarnek czy Rzymkowski, nie będzie już miało prawie żadnego wpływu na realne życie Polaków. Bo po wygraniu w latach 2018–2020 wszystkich możliwych wyborów obóz władzy osiadł na mieliźnie wewnętrznych sporów, wojny wszystkich ze wszystkimi, konsumpcji dóbr publicznych, cynicznym żerowaniu na majątku państwowym i wzajemnym podgryzaniu się.
Nie oznacza to, że za chwilę opozycja sięgnie po władzę i pogoni Kaczyńskiego i jego sojuszników. Obecny stan może trwać bardzo długo, aż do elekcji 2023 r., ale rząd nie będzie już w stanie wygenerować z siebie woli do przeprowadzania jakichkolwiek poważnych zmian. Dobrych lub złych. Energia tego układu wyczerpała się. Siła inercji oraz słabość opozycji mogą utrzymywać go u władzy jeszcze dwa lata, ale już nic poważnego z tego wynikać nie będzie.